Kryminały zdecydowanie należą do moich ulubionych książek. Lubię wraz z główną postacią podążać, za złoczyńcą, rozwiązywać poszczególne zagadki, dowiadywać się nowych rzeczy o pracy policji, rozmyślać nad każdym bohaterem, czy to właśnie „on”. Niektórzy uważają, że tego typu powieści są dla masowego czytelnika, nie wnoszą nic znaczącego do literatury, etc. Może mają i rację, jednak moim zdaniem, nie ma nic lepszego niż dobry kryminał na wakacyjne dni, kiedy wskazówki zegara przesuwają się bardzo powoli.
Na dzieło Wingfielda trafiłam przypadkowo. Powiem szczerzę, że okładka na początku trochę mnie odstraszyła. Dawno nie widziałam, tak brzydkiej jak ta. Wiem, że książki nie powinno się w ten sposób oceniać, bo choć sama się niejednokrotnie o tym przekonałam, nabrałam mimowolnie lekkiej rezerwy do tej pozycji. Wydawało mi się, że taka okładka plus całkiem nieznane mi dotąd wydawnictwo może zapowiadać, dość kiepskiej jakości kryminał. Na szczęście wakacje to w moim przypadku okres, w którym daję „szansę” książkom, na które w ciągu roku trochę szkoda mi czasu.
Frost i mordercze zadanie bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Naprawdę dawno nie czytałam kryminału tak naszpikowanego różnorodnymi zagadkami. Główny bohater- inspektor Jack Frost- przebywa na urlopie. Niestety pogoda niedopasuje, więc pewnego dnia zagląda na komisariat, aby pożyczyć paczkę papierosów (no cóż, autor, musiał jakoś wprowadzić go do fabuły), przy okazji dowiaduje się, o odnalezieniu zwłok małego dziecka. W wyniku komplikacji jakie występują na komisariacie, Frost musi jechać na miejsce zdarzenia. Okazuje się, że ofiarą jest kilkuletni chłopiec, którego znaleziono na stercie śmieci, całkiem nagiego. Jednak to nie wszystkie zbrodnie jakie nawiedzają Denton. W mieście grasuje szaleniec, który okalecza niemowlaki nakłuwając ich ciała ostrymi przedmiotami, dochodzi do porwania córki wpływowego biznesmena. W mieście czuje się ogromną presję i strach. Niemalże codziennie okazuje się, że dochodzi do jakieś tragedii, jedna jest straszniejsza od poprzedniej. Frost musi zmierzyć się z chyba najgorszą sprawą jaką może dostać policjant, otóż w pewnym domu dochodzi do potrójnego morderstwa na malutkich dzieciach. Ich zwłoki odkrywa przerażony ojciec, co gorsze okazuje się, że ich matka zaginęła. Jakby tego było mało dochodzi do porwania kolejnego chłopca. Porywacz odzywa się po kilku dniach z żądaniem olbrzymiego okupu, mimo wysiłków Frosta przestępcy nie daje się tak łatwo uchwycić, a kolejne poszlaki okazują się nic nie warte.
Inspektor natrafił na godnego przeciwnika, który raz po raz daje całej lokalnej policji do zrozumienia, że jest od nich sprytniejszy i pomyślał o dosłownie każdym szczególe, który mógłby go zdemaskować. Frost zdaje sobie sprawę, że ma bardzo mało czasu na uratowanie chłopca, porywacz jest bowiem bezwzględny i nie zawaha się zamordować po raz kolejny.
Spraw jakie spadło na barki głównego bohatera jest naprawdę sporo, wątki mieszają się cały czas, dowody znalezione w czasie jednego śledztwa, po jakimś czasie okazują się kluczowe w innym. Oczywiście mężczyzna ma do pomocy innych policjantów, jednak atmosfera na posterunku nie jest najlepsza, każdy chce ugrać coś dla siebie, pojawiają się nieporozumienia, odzywają stare tragedie i żale.
Frost i mordercze zadanie to naprawdę dobry kryminał. Dawno nie spotkałam się z taką książką. Mogłoby się wydawać, że ilość zagadek jakie przedstawił autor spowoduje, że niektóre będą błahe i źle obmyślone. Nic z tego. Pisarz nad każdą popracował, poświęcił jej dużo czasu, nie mamy do czynienia z „zapychaczami”, które są tak często spotykane w tego typu książkach. Kryminał przeczytałam w dwa dni i wiem, że będę bardzo intensywnie poszukiwać w bibliotekach bądź na jakiś wyprzedażach dalszych przygód inspektora Frosta.