Gdybym miał wybrać w ogóle jedną książkę całego mojego życia to całkiem prawdopodobne, że byłaby to ta.
Ale co to właściwie jest? Nie jest to na pewno pozycja ściśle naukowa, nie ma przypisów, wydarzenia z życia bohaterów są czasem nader luźno związane z wielką historią (do kwestii jej roli w tej książce jeszcze wrócę), tło jest zarysowane raz lepiej, raz gorzej. Nie jest to powieść historyczna, autorka konsekwentnie odtwarza tylko wydarzenia, nie fabularyzuje, nie ma też klasycznie rozpisanych dialogów. Nie jest to esej. To po prostu... książka o grupie postaci ważnych dla danego momentu historii naszego kraju, o tym jak plotły się nitki ich losów. I, tak, te postacie tu ożywają. Wiem, że to banalne, że jeśli się chce napisać coś miłego o książce historycznej, to wręcz narzuca się tekst, że „postacie ożywają na jej kartach”, ale tu to naprawdę działa. Czujemy tych ludzi, czujemy jak oni funkcjonowali. Może w żadnej innej książę tego w aż takim stopniu nie miałem. Widzimy dojrzewanie, widzimy gorzknienie, widzimy upadek, cholera, wszystko widzimy.
Mało która książka którą znam jest tak kobieca :) Rzadko kiedy tak wyraźnie widać, że coś napisała kobieta. Sorry, facet tak by tego nie oddał, i nie chodzi mi o takie rzeczy jak motyw rywalizacji między bohaterkami czy o to, jak przedstawiono macierzyństwo, tylko... po prostu o budowę zdań, stylistykę. Jest to nieśpieszne, ale... no, bardzo kobiece, w pozytywnym sensie. Można się tym delektować jak słodkim winem :) Spróbujcie, a zrozumiecie o to mi chodzi.
Jeszcze jedna ciekawa rzecz z tą książką: to chyba jedyny raz kiedy to, że można było poczuć, że autorowi (autorce w tym wypadku) rozpada się koncepcja książki w ogóle, ale to w ogóle mi nie przeszkadzało. Co mam na myśli? Na początku wydarzenia są ściśle związane w dziejami naszego kraju, widzimy elekcje królów, sejmy, sejmiki itd. W pewnym momencie to zanika, bohaterowie zajmują się głównie sobą. I normalnie pewnie odczułbym to jako zgrzyt. Tu nie. U wychodzi to jakoś naturalnie. To tym dziwniejsze, że w tym zaniku np. w niewielkim tylko stopniu widzimy Sejm Czteroletni.
Postaci jest dużo, pojawiają się i znikają, czasem trudno się w tym dopatrzeć logiki (znika np. król Staś wkrótce po tym, jak został monarchą). Ale, znowuż, wychodzi to zupełnie naturalnie. Po wszystkim naprawdę masz wrażenie, że przeżyłaś/eś z nimi życie. Książka nie jest jakoś uderzająco długa (366 stron, tak naprawdę troszkę mniej, bo jest jeszcze indeks itd.), ale... ale masz takie wrażenie. Na serio to czujesz, czujesz się przemaglowany (w pozytywnym sensie :)) przez ich losy.
Dziesięć gwiazdek daję trochę na wyrost, to nie jest pozycja dla każdego. Trzeba choć trochę lubić historię by w pełnie rozkoszować się tą lekturą, trzeba się nastawić na brak nagłych zwrotów akcji, na to, że będzie to siłą rzeczy trochę telenowela, ale w swoim gatunku jest to kawałek dobrej... najlepszej roboty.