„Wilczy amulet” to druga część cyklu autorstwa S. A. Swanna. Od wydarzeń opisanych w „Wilczym miocie” minęło sto lat, a wilkołaki, które dawniej były narzędziem w rękach zakonu, teraz stały się ich najgorszymi wrogami. Jednak to nie przeszkodziło Krzyżakom w kontynuowaniu swej misji, jaką jest nawracanie pogan. Lecz zarówno bestie, jak i ich poprzedni „właściciele” pragną zemsty. Śladami potworów ruszają wolfjegrzy, których można by po prostu określić jako zawodowi łowcy wilkołaków. Wiedzeni tropem jednej z kreatur, zakonnicy docierają na Mazowsze, gdzie wpadają w pułapkę i stają się uczestnikami, czy raczej – ofiarami, krwawej rzezi. Zaatakowani przez wilkołaka Krzyżacy tracą kilku swoich ludzi, a pozostali zostają ciężko ranni. Komtur Heinrich decyduje się więc poprosić o pomoc Polaków, mieszkających niedaleko miejsca masakry, w grodzie Narew.
I tu zaczynają się problemy. Wojewoda Bolesław wprawdzie zgadza się na udzielenie pomocy i schronienia pobitym zakonnikom, ale robi to niechętnie. Niedawno zawarty pokój z Krzyżakami zaczyna się sypać, w dodatku przybysze nie chcą ujawnić, dlaczego znaleźli się na tych terenach, wymawiając się tajnością misji. Nic więc dziwnego, że Bolesław im nie ufa.
W gronie ocalałych Krzyżaków znajduje się, będący na probacji (czyli jakby okresie próbnym przed wstąpieniem do zakonu), brat Josef. Ciężko ranionym w brzuch mężczyzną opiekuje się Maria – córka wieśniaka mieszkającego niedaleko grodu, do tego pochodząca z nieprawego łoża. Jak można się domyślić, między tą dwójką po pewnym czasie zaczyna kiełkować zakazane uczucie. Zakazane, bo on przecież chce wstąpić do zakonu, a ona jest bękartem. W tym przypadku Swann nie był niestety oryginalny i książka, z brutalnej opowieści o wojnie, bitwach i konfliktach, przerodziła się w typowe paranormalne romansidło („jeden zwykły on, drugi niebezpieczny on i całkiem przeciętna [w każdym razie na początku] ona”), co, szczerze mówiąc, dość mocno mnie zirytowało. Bo choć również w „Wilczym miocie” pojawia się wątek romantyczny, w poprzednim tomie nie jest on tak wyrazisty, a w przypadku „Wilczego amuletu” ta zakazana miłość niejednokrotnie wybija się na pierwszy plan.
Jednak trzeba przyznać, że ogólnie rzecz biorąc, fabuła „Wilczego amuletu” jest ciekawsza niż w poprzednim tomie. Akcja gna do przodu niesamowicie szybko, zwalniając tylko momentami i do tego na krótko i książka naprawdę wciąga. W przeciwieństwie do „Wilczego miotu”, tą część przeczytałam do końca, ponieważ byłam ciekawa jak to się wszystko zakończy, a nie po prostu z poczucia obowiązku. Cały czas nie byłam do końca pewna, jaki będzie finał i na co zdecyduje się Maria. Odniosłam również wrażenie, że autor popracował nieco nad swoim stylem pisania. Zgubiły się gdzieś wszechobecne powtórzenia, a cała powieść zmieniła się z suchej relacji, na pełną napięcia i agresji opowieść.
I tak jak poprzednio, tym razem również muszę przyznać, że autor świetnie wykreował bohaterów swojej powieści. Żadna z postaci występujących w „Wilczym amulecie” nie ma łatwego życia. Josef wstępuje do Zakonu zrozpaczony śmiercią swojej ukochanej. I kiedy już wydaje mu się, że to właśnie służba Bogu przyniesie ukojenie jego duszy, mężczyzna spotyka Marię i sam nie do końca wie, co powinien z tym zrobić. Iść za głosem serca czy rozumu? Także Maria, kiedy dowiaduje się, kim tak właściwie jest, nie potrafi zdecydować się, którą drogę powinna wybrać. Czy powiedzieć prawdę Josefowi, licząc na to, że ją zrozumie, czy przyłączyć się do Dariena, razem z nim zamieszkać w lesie i wieść niespokojne życie wilka. A skoro już jesteśmy przy Darienie… Chyba w każdej książce znajdzie się bohater, którego bardzo chętnie byśmy się pozbyli. W przypadku „Wilczego amuletu” byłby to właśnie wilkołak, który ze swoją wręcz obsesyjną chęcią posiadania partnerki często doprowadzał mnie do szału. Ale może tylko ja go tak odebrałam. W końcu są gusta i guściki, nie?
Ogólnie rzecz biorąc, nie jest źle, ale mogłoby być dużo lepiej. Umieszczenie akcji w trzynastym wieku i „zaciągnięcie” wilkołaków do służby w Zakonie Krzyżackim jest naprawdę ciekawym pomysłem. Niestety autorowi udało się zrobić czytadło, które można określić tylko jako dobre, a w skali do 10 ocenić, bo ja wiem, może na 6,5/7. Szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś trochę innego, ale „Wilczy amulet” i tak podobał mi się bardziej niż tom poprzedni. Dzieje się tu więcej niż w „Wilczym miocie”, ale nie jestem do końca pewna, komu można by polecić tę książkę, bo właściwie nadaje się ona zarówno dla tych lubujących się w wojnach i krwawych jatkach, których opisów autor nie szczędzi czytelnikowi, jak i miłośnikom typowych paranormalnych romansów. Jednak tym pierwszym przeszkadzać może właśnie uczucie rodzące się między bohaterami, a tym drugim – brutalność niektórych scen. Jedno jest pewne – jeśli czytaliście pierwszy tom, ale się zawiedliście, sięgnijcie po „Wilczy amulet”, a może spodoba się wam bardziej. Natomiast tych, którzy nie czytali nawet części pierwszej, mogę zapewnić, że „Wilczy amulet” można czytać bez znajomości poprzedniej części i chyba będzie lepiej po prostu darować sobie „Wilczy miot” i od razu sięgnąć po tę część.