Krzyk… nie jest pierwszą książką Danuty-Romany Słowik, w której opisuje prawdziwe wydarzenia. Autorka Tułaczych losów, Ostatniego rozdziału… >>Tułaczych losów<<, Rozmowy z jednej nocy, czy Historii z życia wziętych, tym razem zaprasza czytelnika do poznania zdarzeń, które z pewnością mogą wzbudzić emocje.
Bohaterką publikacji jest emerytka, pisarka, malarka, która zostaje oskarżona niesprawiedliwie o kradzież własności bezdomnej. Dowiaduje się o tym, gdy do jej mieszkania przychodzą funkcjonariusze policji w celu przeszukania… bez nakazu. Starszej, schorowanej kobiecie zostaje zarzucony czyn, którego nie popełniła. Nadużywanie władzy przez służby mundurowe niejednokrotnie pojawia się w prasie, w literaturze faktu. Nie jest to pierwsza publikacja poruszająca tę problematykę. Jednak autorka przyznaje w jednym z wywiadów, że ma nadzieję, że powinna oceniać postawy poszczególnych funkcjonariuszy, a nie instytucje z gatunku.
Sam gatunek jest dyskusyjny. Autorka zapewnia w rozmowach o prawdziwości sytuacji, ale nie mamy do czynienia z literaturą faktu, a raczej historią inspirowaną rzeczywistością. Wielu autorów książek czerpie z życia, nie nadając swojemu dziełu plakietki na faktach. Ten zabieg ma zazwyczaj na celu nadanie realizmu opisywanej fabule. Realizm w tej książce niewątpliwie znajdziemy. Jednak mam wrażenie, że stoi on w opozycji do literackości. Spójrzmy więc na tę książkę dwojako: historię inspirowaną rzeczywistością i jak na opowieść literacką oddaną poprzez dwa gatunki prozę (monolog) i dramat.
Opisowi zdarzeń w książce towarzyszy ekspresja emocji. Sam tytuł i okładka zwracają na nie uwagę. Co właściwie znajduje się na okładce? Praca plastyczna autorki inspirowana obrazem Edvarda Muncha. Mówimy teraz o twarzy na drugim planie, który oddaje ten krzyk wydobywający się z człowieka, gdy dzieje się coś niesprawiedliwego, przerażającego. Z kolei rysunek znajdujący się na pierwszym planie dopełnia to wszystko – oczy i usta oddające nieco wyraźniej wspomniane emocje. Jest to autorski rysunek Danuty-Romany Słowik.
Emocje w przypadku tej książki niosą za sobą subiektywizm prezentacji opisywanych zdarzeń. W pierwszej części narracja jest pierwszoosobowa, więc to naturalne. Z kolei w drugiej części pomimo, że mamy do czynienia z podziałem na role, charakterystycznym dla dramatu, to zarówno w dialogach, jak i w didaskaliach odnajdujemy ich odzwierciedlenie. Oto fragment didaskaliów: (…) Arogancki, umięśniony, w koszulce bez rękawów, demonstruje tatuaże od ramienia po nadgarstki. (…) Scena jest żenująca i jednoznacznie poniżająca (…). Zapis emocji można uznać za plus w drodze do realizmu.
Jak są przedstawieni bohaterowie? Podczas lektury najpełniejszy obraz poznajemy w przypadku głównej bohaterki. Dowiadujemy się, co ją spotyka, jakie towarzyszą temu myśli i emocje. Z kolei w przypadku funkcjonariuszy policji, czy dziennikarza poznajemy ich fragmentarycznie, a przy tym ten widok zabarwiony jest odbiorem zachowań narratorki. Jeśli zajrzymy do części zaprezentowanej w formie dramatu, to nie jest trudno zauważyć, że scenę przeszukania mieszkania poznajemy dwukrotnie: gdy jest ona prezentowana z podziałem na role i gdy w rozmowie z oficerem dochodzeniowym bohaterka to zdarzenie relacjonuje. Podobnie jest w przypadku sceny z udziałem dziennikarza - rozmowa jest kolejnym wydaniem relacji z opisywanych zdarzeń. To powielenie oddaje realizm prezentowanej fabuły, ale czy jest potrzebne z literackiego punktu widzenia?
Czy polecam książkę? Jako historię na faktach, tak. Rysuje pewien problem, na który warto zwrócić uwagę. Powtarzalność nadaje realizmu. Nie raz, chcąc rozwiązać jakiś kłopot, opowiadamy go wielokrotnie – z potrzeby lub konieczności. Jeśli miałabym spojrzeć na tę książkę, jak na fabularyzowane dzieło literackie, to ta powtarzalność szkodzi jej. Nie jest wciągająca od pierwszej do ostatniej strony, ponieważ kolejne strony niosą treści już nam znane. Finalnie nie poznajemy przyczyny wystąpienia sytuacji opisanej w tekście. Mamy tak zwany niewyjaśniony bieg zdarzeń. A tego wyjaśnienia w tej książce mi brakuje.