Niesamowicie trudno oceniać takie publikacje jako książki. Literacko to zapewne żaden rarytas, ale to nie umniejsza wartości tej książki.
Julie Gregory opisuje swoje życie, życie koszmarne moim zdaniem. Jej matka dotknięta jest zastępczym zespołem Münchhausena, przerażającą chorobą psychiczną, powodującą specyficzne i często tragiczne w skutkach znęcanie się rodziców nad dziećmi. Ojciec również ma zaburzenia fizyczne i psychiczne, spowodowane długotrwałym kontaktem (w trakcie wojny w Wietnamie) ze środkiem chemicznym Agent Orange. Jej dziadkowie również nie charakteryzują się stabilnością psychiczną, np. babcia potrafiła zabierać ją na ryby, a w drodze powrotnej wywoływać słuczkę i “gubić” wnuczkę. Przerażający świat ludzi dręczących się wzajemnie, okrutnych, bez limitów moralnych.
Matka Julie była dzieckiem maltretowanym oraz wykorzystywanym psychicznie i fizycznie. To zapewne wyjaśnia skąd mógła wziąć się jej choroba psychiczna. Wynajdując u Julie kolejne choroby skupia ona na sobie zainteresowanie i troskę lekarzy, wzbudza współczucie u innych, a wręcz i podziw – jak dobrze radzi sobie ona w tak trudnej sytuacji. Wszystko jednak jest na pokaz. W domu Julie musi łykać lekarstwa, które jej szkodzą, do jedzenia dostaje tylko jakieś mieszanki chemiczne, pracuje fizycznie praktycznie za całą rodzinę, musi opuszczać zajęcia w szkole ze względu na wizyty u lekrza. A na dodatek o byle co matka urządza jej awantury, grozi samobójstwem, manipuluje ojcem tak, by bił Julie.
Julie stara się robić wszystko, by matkę zadowolić. Kocha ją bardzo, jest od niej wręcz uzależniona psychicznie. Można powiedzieć, że w tej sytuacji wystąpił swoisty syndrom sztokhomski, ofiara uzależniła się od prześladowcy, stara się matkę usprawiedliwić, jak tylko może.
Niesamowity moim zdaniem jest fakt, że matce Julie udało się taki stan utrzymać przez 17 lat! Przez 17 lat dręczyła swoją córkę, a także inne osoby – dzieci przygarnięte w ramach rodziny zastępczej oraz starców, przygarniętych w ramach opieki nad kombatantami. Jakże to jednak musi być niesamowity umysł, by nad wszystkim panować przez 17 lat i nie dopuścić do odkrycia sytuacji. Jakie zdolności manipulacji! Mieszkali na odludziu, to fakt. Jednak nikt ze znajomych, zarówno dorosłych, jak i dzieci i młodzieży, nie zorientował się, co jest grane. Żaden z urzędników, opiekunek społecznych, lekarzy. Nikt. A gdy Julie próbowała raz, czy dwa opowiedzieć komuś, jak wygląda sytuacja, to spotkała się tylko z odrzuceniem, brakiem wiary i zawiadomieniem rodziców o tym, co o nich opowiada. Oraz z odrzuceniem przez klasę, gdy próbowała opowiedzieć o tym koleżankom w szkole.
Czytanie tej książki było wręcz bolesne – psychicznie i fizycznie. Świadectwa tak przerażającego okrucieństwa w stosunku do własnych dzieci, do najbliższej rodziny. A także znieczulenie społeczne, niechęć do zwrócenia uwagi na innych ludzi. Niechęć do zainteresowania się życiem innych i podjęcia kroków, by komuś pomóc. I nie chodzi tutaj tylko o przypadek Julie, ale także jej matki.
Jest to opowieść o wielkim bólu, krzyku o pomoc, ale też mimo wszystko wielkiej miłości i nadziei na przyszłość. Warto przeczytać.
(Recenzję umieściłam wcześniej na moim blogu -
http://ksiazkowo.wordpress.com/2009/10/09/mama-kazala-mi-chorowac-julie-gregory/)