Z seriami cz臋sto mam tak, 偶e nie lubi臋 ich czyta膰 jednym ci臋giem. Bardzo cz臋sto "przetykam" je innymi ksi膮偶kami by odsapn膮膰 na chwil臋 od stylu jednego autora (co nie znaczy wcale, 偶e styl jest kiepski) albo 偶eby zat臋skni膰 za bohaterami. W przypadku Monstrumologa by艂o inaczej- jednego wieczoru sko艅czy艂am "Badacza potwor贸w", a nazajutrz czyta艂am ju偶 "Kl膮tw臋 Wendigo". Niestety mamy tu przyk艂ad syndromu drugiego tomu, mo偶e nie jaki艣 drastyczny, ale jednak...
W pierwszej cz臋艣ci poznajemy 12toletnieg Willa Henrego, kt贸ry jest asystentem monstrumologa Pellinore Wartropa. Zosta艂 nim, gdy zmar艂 jego ojciec, kt贸ry pe艂ni艂 t臋 funkcj臋 i poza Wartropem nie ma nikogo, boi si臋 go i go szanuje. W drugiej cz臋艣ci brakuje tego szacunku, z jednej strony kocha mistrza jako swoje guru, a z drugiej zdarza mu si臋 pod艣miewa膰 z niego i to mnie troch臋 razi. R贸wnie偶 sam Wartrop ukazany w pierwszej cz臋艣ci jako charyzmatyczny, tajemniczy i mroczny zaczyna nagle przejawia膰 objawy poczucia humoru, dziwnych l臋k贸w, ale te偶 g艂upiego, dzieci臋cego wr臋cz uporu. Nowa wizja Wartropa k艂贸ci mi si臋 z t膮 z pierwszej cz臋艣ci. Pierwsza cz臋艣膰 by艂a napisana bardzo w stylu epoki, a historia dzieje si臋 w dziewi臋tnastowiecznej Ameryce. S膮 bogate opisy, odpowiednie s艂ownictwo, a zarazem du偶o krwi. W drugiej cz臋艣ci styl ju偶 jest bardziej wsp贸艂czesny, troch臋 szkoda, ale czyta si臋 nadal fajnie.
To tyle w odniesieniu do pierwszej cz臋艣ci, nastomiast historia w "Kl膮twie Wendigo" sama w sobie jest porywaj膮ca i trzyma w napi臋ciu. Wartrop razem z Willem Henrym wyruszaj膮 do dzikich kanadyjskich las贸w by odnale藕膰 innego monstrumologa, Johna Chanlera, kt贸ry zagin膮艂 poszukuj膮c Wendigo. Wendigo jest prastarym india艅skim demonem, kt贸ry odczuwa przemo偶ny, nigdy nie nasycony g艂贸d, a im wi臋cej je, tym bardziej jest g艂odny. 呕ywi si臋 tylko ludzkim mi臋sem, przed wszystkim sercem. Swoje ofiary zostawia osk贸rowane, z wy艂upionymi oczami. Po co monstrumologowi demon, skoro monstrumologia bada nieznane dot膮d potwory, ale jednak 偶ywe, materialne potwory? Ot贸偶 najstarszy z monstrumolog贸w postanowi艂 Wendigo wci膮gn膮膰 do dziedziny monstrumologji. Wartrop nie chce si臋 na to zgodzi膰, uwa偶a, 偶e zabije to sens i powag臋 tej nauki, rusza na poszukiwania by udowodni膰 wszystkim, 偶e to nie prastary duch stoi za zagini臋ciem jego przyjaciela. W tym dzikim i mro藕nym lesie spotyka jego i Willa mn贸stwo z艂a, ledwo uchodz膮 z 偶yciem, a jednak udaje im si臋 doprowadzi膰 Johna Chanlera do domu, tylko czy to nadal ten sam cz艂owiek?
Przygody monstrumolog贸w w lesie by艂y mroczne gro藕ne i trzymaj膮ce w napi臋ciu. By艂am zaskoczona, kiedy si臋 sko艅czy艂y, a ja nie by艂am nawet w po艂owie ksi膮偶ki, czy autor da rad臋 jeszcze mnie czym艣 zaskoczy膰 czy nastraszy膰?
Da艂 rad臋... Po Kanadzie trafiamy do Nowego Jorku na coroczne sympozjum naukowe monstrumolog贸w. Jednym z obiekt贸w bada艅 ma by膰 sam Chanler, kt贸ry po powrocie z puszczy nigdy nie doszed艂 do siebie, wr臋cz przeciwnie- zachowuje si臋 bardzo niepokoj膮co. Wartrop nie chce si臋 zgodzi膰 z tez膮, jakoby uczony nosi艂 w sobie demona, jednak jego up贸r kosztuje wiele 偶y膰 i litr贸w przelanej krwi. Co przewa偶y w tym sporze? Fakty, zdrowy rozs膮dek, a mo偶e 艣wiat widziany przez pryzmat uczu膰 bohater贸w?
Cho膰 stylistyka jest tu s艂absza ni偶 w pierwszej cz臋艣ci, lektura nadal sprawia艂a mi ogromn膮 przyjemno艣膰. G艂贸wny potw贸r jest okrutny, plugawy i bezlitosny. Czytaj膮c opisy miejsc jego zbrodni wr臋cz czujemy ich smr贸d i wstrz膮sa nami obrzydzenie. Jednak ca艂o艣膰 nie jest wulgarna ani prymitywna. To jest ten rodzaj potworno艣ci, o kt贸rym najbardziej lubi臋 czyta膰- okrutny, troch臋 obrzydliwy, ale intryguj膮cy. Lektura trzyma w napi臋ciu ca艂y czas, ale zaskakuje zrywami akcji- kiedy wydawa艂o mi si臋, 偶e najstraszniejsze mam za sob膮, autor zn贸w dorzuca艂 krwaw膮 jatk臋 i podkr臋ca艂 tempo.
Jedyne, co naprawd臋 mnie rozczarowa艂o to zako艅czenie. Wed艂ug mnie jest niekompletne, nie wiem jak ostatecznie u艂o偶y艂y si臋 losy Willa i Pellinore. Historia a偶 si臋 prosi o kontynuacj臋, ale skoro do tej pory si臋 nie pojawi艂a, to pewnie nic z tego...