„Wakacje mają smak wiśni” to self-publishingowe opowiadanie, które można połknąć w niecałą godzinę. Jego bohaterka, Marcelina, właśnie zdała egzamin magisterski, przygotowuje się do ślubu i zaczyna pracę w firmie swojego narzeczonego – przystojnego, lubianego i bogatego Tomka. Życie leży więc u jej stóp – przynajmniej do momentu, w którym nakrywa narzeczonego na zdradzie i za jednym zamachem traci faceta, mieszkanie i pracę. Z opresji ratują ją znajomi, którzy nie tylko przygarniają ją pod swój dach, ale też namawiają, by nie rezygnowała z wyjazdu do Turcji z grupą przyjaciół. Tyle, że na wyjazd wybiera się też Tomek z nową dziewczyną, Dorotą.
Szkoda, że postaci są płaskie i ledwo co zarysowane. Tomek przeszedł amputację charakteru i w zasadzie nic nie potrafię o nim powiedzieć. Dorota to typowa „nowa dziewczyna mojego byłego” – seksowniejsza od Marceliny, ale głupsza, a do tego wredna, nieuprzejma i nie potrafiąca się stosownie zachować. A sama Marcelina leczy się z rozstania zabójczą ilością alkoholu, na zmianę zamartwiając się, że nie ma za co żyć i pocieszając się, że jakoś to będzie.
Swoją drogą, też niedawno broniłam magisterkę, więc z jednej strony rozumiem Marcelinę i jej przeczucie, że oto nowe życie się zaczyna, ale z drugiej – zupełnie nie rozumiem jej narzekań, że broni się dopiero we wrześniu. Przecież to normalny termin – opóźnienie to jest jak się wyląduje w październiku, styczniu, marcu albo innym odległym miesiącu. No ale to drobiazg, bo historia głównie skupia się na próbie odzyskania równowagi i uporządkowania sobie życia. Niezawodni w takim momencie okazują się przyjaciele i (niektórzy) członkowie rodziny.
Opowiadanie napisane jest co najwyżej średnio i widać brak dodatkowej korekty – roi się od dziwacznie rozstawionych przecinków i wpadek w rodzaju „przyznawać do prawdziwego powodu jej wypadku na wypadku” (zamiast „na statku”). Narracji też zdarza się przeskoczyć z czasu przeszłego w teraźniejszy, a trzecioosobowej w pierwszo-. Ale też nie ma co liczyć na językowe wodotryski – język jest prosty, dużo tu dialogów.
„Wakacje mają smak wiśni” to krótka i prosta historia o tym, że życie czasem kopie nas po tyłku, ale ostatecznie wszystko się jakoś ułoży. Szkoda tylko, że średnio napisana i niezbyt wciągająca.