"- Piękny - mówi. - Oczko wygląda trochę jak kropla, prawda? Zielona, kolor nadziei.
- Kropla nadziei, całkiem niczego sobie nazwa (...)"
"Kropla nadziei" to drugi tom trylogii Oliwii Tybulewicz opisujący perypetie Wioletty, kelnerki w pubie Luna. Większość wydarzeń przedstawionych w książce ma miejsce właśnie tam lub w drodze do tego miejsca, niewielka ich część rozgrywa się w innej lokalizacji. Przyznam, że bardzo mi się to podoba, to jedna z tych książek które pokazują, że ludzie jednak codziennie chodzą do pracy ;) W wielu publikacjach, zwłaszcza z gatunku fantasy, bohaterowie nie są aktywni zawodowo, a pieniądze to im chyba z nieba spadają (przynajmniej ja trafiałam na takie publikacje). Tutaj Wioletta ma wręcz nieciekawą sytuację finansową, która wymaga od niej stałej pracy, a co więcej, zmusza ją do podejmowania się dodatkowych zleceń.
Propozycję jednej z takich dorywczych fuch otrzymała od Hrabiny i choć wiąże się z nią pewne ryzyko, bohaterka decyduje się spróbować swoich sił. Jak to zwykle bywa w przypadku Wioletty, wynika z tego wiele interesujących przygód. W ogóle wydaje mi się, że kobieta niczym magnes przyciąga do siebie serie niefortunnych wypadków, przy czym zachowuje oryginalne poczucie humoru, dzięki czemu powieść naprawdę przyjemnie się czyta. Większość wypowiedzi bohaterki okraszona jest ironicznymi wtrąceniami, a samo jej zachowanie bywa momentami naprawdę zabawne.
Dzięki szerokiemu wachlarzowi postaci uczestniczących w rozgrywających się wydarzeniach, książka naprawdę zyskuje na wartości. Mamy tu przegląd rozmaitych ras, które pojawiają się w Lunie i prezentują swoje oryginalne przyzwyczajenia oraz wygląd niczym modelki na wybiegu. Żadna z przedstawionych postaci nie przypomina innej, a raczej zaskakuje swoją odmiennością i oryginalnością. Wiolettę, jak przystało na kelnerkę z prawdziwego zdarzenia już nic nie dziwi, za to mnie tak, ale jest to pozytywne uczucie, coś jakby podziw dla autorki za jej pomysłowość.
Z tego co pamiętam, pierwsza część nie porwała mnie jakoś szczególnie i musiałam aż przeczytać swoją recenzję, by przypomnieć sobie dlaczego. Dodam jednak, że tu moje uczucia były zupełnie inne. Książkę czytało mi się naprawdę dobrze i bardzo szybkość dotarłam do ostatniej strony. W tym momencie skłaniam się ku twierdzeniu, że nie każda książka nadaje się do czytania w danym momencie, czasem musi nadejść na nią odpowiednia pora. Możliwe też, że oswoiłam się z piórem autorki, które ma naprawdę specyficzny charakter. W tym momencie, świeżo po lekturze "Kropli nadziei" stwierdzam, że mi osobiście ogromnie się ono podoba.
Jedyny minus, do którego mogłabym się przyczepić to fakt, że w książce brak jakiegoś konkretnego punktu kuluminacyjnego. Choć mamy tu wydarzenia, które w pewien sposób stanowią centralny punkt powieści, to patrząc na emocje, nie odnotowujemy w tym czasie jakiegoś ich szczególnego natężenia. Gdybym miała narysować wykres tej historii, byłaby to linia pełna mniejszych i większych wzniesień, bez znacznie wyższego punktu, kiedy to nasze emocje sięgają zenitu.
Mimo to ja uważam czas spędzony z tą książką za naprawdę udany i cieszę się, że już wkrótce będę miała możliwość zapoznać się z kontynuacją tej historii.
Moja ocena 8/10.