Większość recenzentów zaczyna od tego, jak bardzo przejadły się już powieści o domniemanym końcu świata, jaki miałby nastąpić pod koniec roku 2012. Muszę przyznać, że mnie jakoś ten fenomen ominął i jedynie mgliście kojarzę niektóre tytuły z billboardów, sygnowane nazwiskiem tej czy innej celebrytki. W końcu katastrofy zawsze się dobrze sprzedawały. Być może o tym pomyślał również Brian D'Amato rozpoczynając cykl powieści o Grze Ofiarnej. I najwyraźniej nie pomylił się, bowiem zaraz po premierze jego książka "Królestwo Słońca" trafiła na szczyty listy bestsellerów Fabryki Słów.
Księga I, sprytnym zabiegiem polskiego wydawcy, została rozdzielona chyba w najlepszym z możliwych fragmentów. Dlatego każdy, kto czytał pierwszą część, pewnie po jej zakończeniu pędem nabędzie i następną (polecam od razu kupić obie i zaoszczędzić sobie fatygi). Jak nietrudno się domyślić, Jed Dwa zyskał całkiem potężnego sojusznika, który tymczasowo postanowił go oszczędzić. No, może sojusznik to za duże słowo, niemniej okazuje się, że jego interesy idą w parze z interesami kogoś posiadającego wcale niemałą kontrolę nad Ix, ale nie jest w najmniejszym stopniu jego tytularnym władcą. Dzięki temu Jed, nadal traktowany jak demon godny egzorcyzmu, zostaje oddzielony od Szakala i incognito wyrusza w podróż przez Imperium Majów.
Można by się spodziewać, że skoro obie części na początku były wcześniej jedną, spójną powieścią, ich poziom będzie taki sam, a przynajmniej zbliżony. I tu czeka większość pewne rozczarowanie, ponieważ początek drugiej części jest na wskroś nudny. Chociaż opisy wspaniale oddają egzotykę świata, do jakiego trafia Jed, to większość przypomina nieco Tolkiena, gdzie szli, szli, szli i szli. Naturalnie hobbitom Tolkiena nie towarzyszyło mistyczne tabu dżungli, niemniej nietrudno o pytanie "kiedy oni w końcu dotrą?". Ale nie będę psuć nikomu zabawy i zdradzać, czy dotarli.
Powieść, jak jej poprzedniczka, jest (poza początkowym fragmentem) pełna akcji, podzielonej z wprawą godną serialowego scenarzysty. Do tego dochodzą barwne, acz momentami zbyt rozwlekłe opisy egzotyki Królestwa Słońca. I tu trzeba przyznać, że jak na opisy kultury, o której powszechnie nie ma zbyt wielu wyobrażeń czy informacji, D'Amato wywiązał się zgrabnie. Zarówno obcość, jak i mistyczne tabu tej mezoamerykańskiej cywilizacji zostały przystępnie podane. Mam też nadzieję, że ten wspaniale oddany klimat niejednego czytelnika czy czytelniczkę zachęci do sięgnięcia po więcej informacji o Majach.
Niezmienna pozostała też mnogość języków, a właściwie przeróżnych obcojęzycznych idiomów użytych w powieści. Do tego często też można się natknąć na "fachowe" sformułowania, dlatego dociekliwym radzę przygotować się na liczne randki z wyszukiwarką internetową lub słownikiem podczas czytania.
Ciekawe są również zmiany, jakie przechodzi Jed pod wpływem tych wszystkich zdarzeń. Nadal jest niezwykle naturalny, a swoimi zachowaniami przypomina bardziej przeciętnego zjadacza chleba, któremu właśnie trafiła się ciekawa, darmowa wycieczka, niż pełnego cnót herosa ratującego świat. I również jak każdy śmiertelnik przeżywa, doświadcza oraz zmienia się pod wpływem tych doznań. Nie są to oczywiście majestatyczne, całościowe przemiany, ale drobne, zauważalne dopiero w pewnym skumulowaniu, kroczki. Inne postaci, szczególnie Majowie, chociaż ogółem nie zaskakują, zachwycić mogą detalami.
"Królestwo Słońca" w swojej kolejnej odsłonie jest nadal porywającą, acz brutalną lekturą. Tu dochodzi jednak jeszcze przyjemna egzotyczna nuta prawie nieznanej cywilizacji, której dane nam będzie się przyglądać niemal podczas szarej codzienności. Ale mimo całej tej obcości łatwo i szybko dane nam będzie przekonać się o uniwersalności dworskich intryg oraz spisków. Powieść jest pełna sensacji, dlatego z niecierpliwością czekam na następne tomy (oby tylko nie pojawiło się ich zbyt wiele, bo to też może zabić ciekawe historie).