„Dwa ciała króla” to jedno z najważniejszych dzieł historycznych XX wieku, książka nieomal legendarna. Spodziewałam się lektury trudnej i nieprzystępnej. Nie ma co ukrywać, jest trudna, ale to, jak znakomite pióro Kantorowcza prowadzi po meandrach średniowiecznej myśli politycznej, czyni z niej prawdziwą literaturę.
Opisuje Kantorowicz trzy średniowieczne modele władzy. W pierwszym – chrystocentrycznym – władca staje się namiestnikiem Chrystusa na ziemi poprzez namaszczenie. W kolejnym – nomocentrycznym – władca uosabia prawo (jest „ożywionym prawem”). W trzecim, czyli tym, od którego dzieło wzięło swą nazwę – władca staje się uosobieniem wspólnoty. Tenże ostatni model reprezentuje angielska doktryna prawna „dwóch ciał króla”, która osiąga swoją pełnię w wieku XVI.
Zgodnie z nią, król angielski posiadał dwa ciała – swe własne, naturalne, ułomne i śmiertelne – ciało króla oraz drugie - ciało Króla, wspólnotowe i wieczne, które nie starzało się i nigdy nie umierało. Ciała te uważano za nierozerwalne, dwa ciała w jednej osobie.
Ta zadziwiająca koncepcja była owocem długich lat ewolucji pojęć religijnych, które przechodziły ze sfery sacrum do profanum (lecz nie tylko, nie był to bowiem ruch w jedną stronę - niektóre, jak „patria”, znikały ze sfery politycznej, przechodziły do religijnej, po czym znów odnajdywały swe miejsce w sferze politycznej). Dlaczego i z jakim skutkiem? Sakralizowały one, a więc wzmacniały królewską władzę.
W łatwo wytłumaczalnym dla polskiego czytelnika odruchu mogłam ubolewać nad tym, że nie mieliśmy w Polsce hufców „mężów stanu, jurystów i scholarzy”, którzy na gruncie prawnym wzmocniliby władzę królewską, a z nią państwo.
Myśl Kantorowicza idzie jednak w przeciwnym kierunku. „Ubóstwienie mechanizmów państwa”, które dokonało się w średniowieczu, bynajmniej nie osłabło w czasach współczesnych, nawet jeśli straciliśmy z oczu religijny rodowód takich pojęć jak ojczyzna, naród, skarb państwa. Kult państwa, który przybrał monstrualne rozmiary w dwudziestowiecznych systemach totalitarnych (co Kantorowicz na własne oczy obserwował w Niemczech), ma swe zapomniane źródło w średniowiecznej sakralizacji władzy. Piękne, erudycyjne dzieło Kantorowicza, które otwiera oczy na przeszłość, stanowi zarazem ostrzeżenie dla współczesności.
--------
Pisząc tę recenzję, korzystałam z eseju Roberta Pawlika „Powstanie państwa jako proces sakralizacji. Ernst H. Kantorowicz w dyskusji z Maxem Weberem i Carlem Schmittem” w piśmie Kronos 2/2019.