Nie wiem jak wam, ale dla mnie są tacy autorzy do których nie pasuje pisanie trzecią osobą. Jedną z takich własnie osób jest pani Stiefvater. Przy jej wcześniejszych książkach gdy opisywała zdarzenia oczami dwóch (Ba! Nawet czterech) osób, pasowało to idealnie ponieważ potrafiła połączyć idealnie wątki oraz oddać emocje. I w "Królu Kruków" właśnie ich - emocji bohaterów - brakowało najbardziej. Nie wszyscy czują tę różnicę pomiędzy "bał się" czy "boję się", mimo to właśnie kiedy napisane jest co bohater przeżywa, a nie to co narrator widzi, łatwiej nam się wczuć w postać czy co więcej w fabułę książki. Czy to jest główna wada tej powieści?
Zaczynając bardziej ogólnikowo: w pierwszym tomie nowego cyklu Maggie Stiefvater "Król Kruków" mamy czterech głównych bohaterów. Przedstawicielką płci pięknej jest Blue - pochodząca z rodziny wróżek, lecz sama nie mająca żadnych magicznych zdolności. Mimo to działa jako swoisty wzmacniacz połączenia miedzy dwoma światami - naszym i zmarłych - więc często asystuje przy różnych seansach innych mediów. Jednak jest to postać przedstawiona bardzo ogólnikowo, wręcz po macoszemu, gdy porównujemy ją do innych bohaterów książkowych tej pisarki, czy do Ronana, Adama i Ganseya. Są oni uczniami pobliskiej ekskluzywnej szkoły i szukają linii mocy (objaśnie poniżej). Wracając do chłopców, każdy ma swój z goła inny charakter, przez co nie da się ich pomylić. Również mają dobrze opisaną przeszłość przez, którą wiemy dlaczego zachowują się w niektórych sytuacjach tak, a nie inaczej. Tak więc mamy coś nowego u pani Stiefvater - nie ma zakochanej pary, nie ma nawet trójkąta, a jest czworokąt miłosny. Ciężko wyobrazić mi jak będzie wyglądać finalnie para, ponieważ dostajemy sprzeczne sygnały. Nie ma sensu opowiadać o bohaterach więcej niż trzeba, by nie zdradzić czytelnikowi dalszej historii.
Jak wcześniej wspomniałam bohaterowie szukają linii mocy. Krótko: Są to miejsca które działają podobnie do Blue - są wzmacniaczami, ale nie połączenia miedzy światowego, ale sprawiają, że magia jest silniejsza. Należy również wspomnieć, że według legendy pochowany został na takiej linii sam król Glendower - na punkcie którego obsesję ma Gansey . A więc po pewnych zawirowaniach czwórka bohaterów wyrusza by znaleźć grób władcy i zaczyna się jedno wielkie COŚ.
Za dużo zawirowań jest by określić to mianem przygody. Znając trylogię z Mercy Falls oraz Wyścig Śmierci, ma się poczucie, że "Król Kruków" jest przeładowany tą magią i tymi zmianami w fabule czy tempie wydarzeń. Ma się wrażenie,że autorka zamiast ładnie budować napięcie wrzuca to wszytko na raz. Nasuwa się pytanie: Skoro to pierwsza część, to jak będą wyglądać pozostałe?
Mimo, że uważam, że znam dobrze styl Maggie, nie czułam tego ciężkiego do nazwania uczucia, które czułam jak czytałam innych autorów. Teoretycznie, to dobrze, bo nie miałam jak przewidzieć fabuły. Jednak wolałabym czytać coś w miarę przewidywalnego, ale napisanego podobnym stylem do pozostałych książek.
Krzyczą tylko ci ludzie, którzy mają zbyt ubogie słownictwo, żeby szeptać.
Po przeczytaniu nie było satysfakcji, rozmyślania o lekturze, czy innych czynności związanych z przeczytaniem dobrej książki. Pozostał niedosyt. Może jednak to tylko odczucie spowodowane tęsknotą do tego bardzo dobrego pisania w pierwszej osobie.
Moja ocena
6/10