Co rozumiemy przez luksus? Nowy samochód co pół roku? Wakacje na Malcie? Czy torebkę od Diora i codzienne jadanie w drogich restauracjach? Największym synonimem luksusu stały się kraje Zatoki Perskiej. Olśniewają nie tylko pięknymi widokami, na których tle selfi zrobi odpowiednie wrażenie, ale też bogactwem kształtów, kolorów i budowli aspirujących do „naj”: najwyższych, największych, najlepszych, najwspanialszych i najdroższych. Czy przeciętny turysta zastanawia się choć przez chwilę, kto budował te wszystkie okazałe gmachy? Widząc np. „ażurową” wieżę Eiffla kto zastanawia się jak można było takie coś zbudować, z czego, jaki był zamysł, skąd wziął się pomysł? Ewentualnie chcemy się dowiedzieć, kto był pomysłodawcą, z jakich surowców zostało wykonane, w jakim czasie powstało i kto nad tym wszystkim trzymał pieczę. Tak po prawdzie, jak wielu turystów zastanawia się, ile musieli przecierpieć ludzie zatrudnieni na takich budowach? Czy ktoś w ogóle oprócz ich rodzin o nich choć przez moment pomyślał?
Tematu podjął się Marcin Margielewski, dziennikarz i reporter, który zasłynął już z kilku pozycji książkowych o tematyce arabskiej. Tym razem prowadził rozmowy z Bartkiem, inżynierem pracującym w Dubaju. Mężczyzna opowiadał o ludziach, których poznał i którym próbował w jakikolwiek sposób pomóc. A przede wszystkim polski inżynier zauważył ich istnienie, cierpienie, niesprawiedliwość, jaka ich spotkała i chciał wysłuchać ich tragicznych, przerażająco smutnych historii. Wyobrażacie sobie sytuację, w której by dostać pracę i zgodę na wyjazd ze swojego biednego kraju musielibyście oddać nerkę? Pracując w tym samym mieście, nie macie prawa przez cały okres trwania kontraktu spotkać się z osobą bliską? Mnie się to nie mieści w głowie, tak samo zszokowany był rozmówca Margielewskiego.
Większość budowniczych pochodziła z biednych krajów takich jak Indie, Bangladesz czy Pakistan. Myśleli, że pracując na rzecz Zjednoczonych Emiratów Arabskich, poprawią byt swojej rodziny, że praca wyciągnie ich ze skrajnej biedy, niedożywienia, długów pobranych na poczet leków i standardowej opieki medycznej. Praca jednak stała się ich największym koszmarem i zaczęło już chodzić nie o zarabianie pieniędzy, ale o przeżycie. Stali się łatwym łupem dla bogatych przedsiębiorców. Przyjeżdżali już do pracy z długiem zaciągniętym w agencjach pracy, często nie znając języka, nie umiejąc przeczytać ani słowa podpisywali zobowiązania, przez które popadali w jeszcze większe zadłużenia i w ostatecznym rozrachunku wychodziło na to, że pracują po prostu za darmo. Dodatkowo bieda odbiera im odwagę i marzenia na poprawę losu.
Symbolem ich śmierci za życia jest istnienie krematorium na terenie obozu, w którym mieszkają pilnowani przez strażników.
Skąd my to znamy???
Książka- reportaż zrobiła na mnie spore wrażenie. Wystawiła na próbę moje pozytywne postrzeganie świata. Nie wszystko złoto co się świeci, każdy kraj ma swoje brudne tajemnice, które próbuje zamieść pod dywan. Dlatego upublicznianie takich historii jak budowniczych z Dubaju jest potrzebne. Trzeba mieć otwarty umysł, nie można odwracać wzroku na cudzą krzywdę. Nie możemy siedzieć zamknięci w bańce i udawać, że to, co się dzieje wokół nas nie dotyczy. My tylko i wyłącznie mamy szczęście, że nie urodziliśmy się w biednych Indiach czy Bangladeszu. Trudna książka, trudny temat, dużo emocji. Polecam.
Za możliwość zapoznania się z treścią książki dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.