Pozycja wydana ładnych parę lat temu - w okresie, gdy jej tytułowy bohater był na sportowej "fali wznoszącej". A później już tylko ugruntował swoją (mocną) pozycję w polskim światku mieszanych sztuk walki ...
Pisanie książki o wciąż "czynnym" sportowcu zawsze niesie jakieś tam ryzyko. Z drugiej jednak strony - jeśli "nie zarobi" się na jego sukcesach w chwilach triumfu - za chwilę mogą przytrafić się gorsze "momenty", które nie wzbudzą już nadmiernego zainteresowania wśród potencjalnych Czytelników ...
Nie inaczej postąpiono w przypadku Mameda - zaprezentowano jego sylwetkę w formie książkowej, gdy popularność wojownika z Czeczenii była dość duża i ciągle rosła...
Poczytamy tu o "zbombardowanym" dzieciństwie bohatera. Bo gdyby nie wojna w Czeczenii, to prawdopodobnie Mamed nigdy by do Polski nie zawitał.
Znajdziemy wzmiankę o treningach karate Chalidowa - od tej bowiem dyscypliny, jeszcze w swojej ojczyźnie, zaczynał on swą przygodę ze sportami walki.
No i dowiemy się, że już w naszym kraju, początki dzisiejszej gwiazdy MMA - wcale nie były takie łatwe...
Treningi łączył przez jakiś czas z pracą ochroniarza w olsztyńskich dyskotekach, a za pojedynki w nowej na rynku formule nie zarabiał dużych pieniędzy. Owszem, miał talent, ale nie potrafił go jeszcze zaprezentować w pełnej okazałości. Przegrywał (choćby na Litwie) z rywalami, którzy byli w stanie przeczekać jego "huraganowy" szturm w pierwszej fazie konfrontacji, a potem po prostu poddać wyraźnie zmęczonego już Mameda...
Z biegiem czasu Chalidow nabierał jednak niezbędnego doświadczenia i coraz to większych umiejętności, co zaczęło w końcu przynosić oczekiwane rezultaty w postaci wyników. No i został dostrzeżony przez "raczkującą" jeszcze wtedy federację KSW, której najbardziej rozpoznawalną chyba twarzą - jest do dziś... Finanse przestały już być problemem...
Z biegiem lat oprócz sukcesów zaczęły przytrafiać się Mamedowi także bolesne porażki. Dwukrotnie uległ większemu i silniejszemu T.Narkunowi, został też brutalnie rozbity przez "króla nokautu"- R.Soldica. Sprawiały one, że odwieczny temat - "czy i jak Mamed poradziłby sobie w organizacji UFC" - wcale nie ma tak jednoznacznej ( jak mogło wydawać się w "czasach świetności") odpowiedzi.
I z punktu widzenia kibica - trochę szkoda, że Chalidow jednak nie sprawdził się wśród najlepszych wojowników MMA na świecie. Ale sam najbardziej zainteresowany - przynajmniej finansowo, raczej nie narzeka ...