"Krąg Ognia" był jednym z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie zakończeń serii, minęło w końcu tyle czasu, odkąd przeczytałam poprzednią część. I teraz po prostu nie wiem, jak powinnam skomentować tę pozycję. Albo stałam się gruboskórna i sceptyczna, a "Krąg..." po prostu nie trafił w dobry czas, albo ostatni tom zwyczajnie się autorce nie udał.
Lia przeżywa ciężki czas. Wciąż nie potrafi przebaczyć Sonii jej zdrady, z Luisą coraz trudniej jej się dogadać, a Alice pojawia się w Londynie w towarzystwie Jamesa, jak się okazuje, jej narzeczonego... Ponadto dziewczynę prześladują koszmary, w których ucieka przed Sforą Samaela, która z dnia na dzień jest bliżej złamania jej postanowienia, aby wykonać Obrzęd zamknięcia bramy. Amalia znajduje jedyne pocieszenie w Dimitrim, jednak wie, że to ona musi odnaleźć czwarty Klucz i miejsce Obrzędu, pogodzić się z siostrą i wypędzić Dusze ze świata ludzi. Tylko we dwie mogą przeciwstawić się Bestii.
Niepierwszy raz okazuje się, że długie przerwy w wydawaniu następujących po sobie części, nie wpływają dobrze na ich odbiór. Szczerze przyznaję, że nie pamiętałam połowy "Strażniczki bramy", ani nawet treści proroctwa, które złączyło dwie siostry. Dlatego zagłębiając się w trzeci tom i przypominając sobie co nieco, zaczynałam łapać się za głowę; jak to - losy całego świata zależą od dwóch młodych dziewczyn? A tak właściwie jednej, naszej narratorki, bo przecież jej bliźniaczka już wybrała ciemną drogę. Fabuła staje się trochę naciągana, ale to w końcu powieść młodzieżowa, realizm wręcz nie jest tu wskazany i byłabym gotowa przymknąć na to oko. Jednakże autorka uniemożliwia nam to swoim stylem pisania.
Nie sądziłam, że przyczepię się do schludnego i eleganckiego języka powieści, ale niestety, dla mnie brzmiał chwilami karykaturalnie. Wielkie słowa, wyznania, deklaracje, wszystko jakby "upoważnione" na siłę i przewidywalne. Taki styl wprost nakazuje czytelnikowi traktowanie książki jako ambitnej i wartościowej, co u mnie osobiście powodowało odwrotne wrażenie. To moje wybitnie subiektywne odczucie, ale jak już wspomniałam wcześniej, może stałam się gruboskórna i nie potrafią wzruszyć mnie urywane słowa przepełnione tęsknotą i żalem, ani zdania złożone podrzędnie z dużą liczbą poważnych epitetów.
Pomijając fabułę i treść Proroctwa, według którego siedemnastoletnia panienka ma się oprzeć potężnej sile Samaela, czyli samego Szatana, w książce zabrakło mi żywszej akcji. Owszem, Amalia podróżowała w różne miejsca i wiele jej planów się spełniało, ale chyba ani razu nie zdarzyło mi się wstrzymać oddechu z napięcia czy ciekawości. Ba, były momenty(zazwyczaj dosyć tkliwe na różne sposoby), gdy książkę po prostu na chwilę odkładałam. To nie tak, że "Krąg Ognia" jest nudny, bo wątki układają się w ciekawą historię, ale... No właśnie, wszystko w dziele pani Zink jest takie dopracowane, poukładane i na miejscu. Trudno mi lepiej wytłumaczyć moje wrażenie, ale powieść jest uładzona, czasem przewidywalna i po prostu czegoś mi w niej zabrakło.
Moim zdaniem bez wątpienia najciekawszym wątkiem są relacje między siostrami. Cała postać Alice jest fascynująca, zaskakująca(!) i złożona, dzięki czemu bardzo ciekawa. Przepadałam za spotkaniami bliźniaczek i ich konfrontacjami, miały istotny wpływ na przebieg akcji i po prostu wciągały. Choć Alice jest mroczniejszą z sióstr, również Amalia miała swoje ciemne chwile i to było przekonywujące, nadawało jej realizmu. Reszta bohaterów? Wydaje mi się mało ważna, nawet Dimitri, choć jego miłość nadawała Lii siły, była słodka itd., to czasem mogłam już tylko przewrócić oczami na jego cierpliwość i deklaracje o wiecznej miłości.
Jeszcze jeden mały minus, który ciągle przewijał się w powieści. Rozumiem sytuację Lii, jej wyjazd na Altus, gdzie życie wygląda inaczej, odpowiedzialność za cały świat etc., jednakże jej współczesność działała mi na nerwy. Była tak wyzwolona w swoich relacjach z Dimitrim(z jednej strony nie miałam nic przeciwko temu) i stylu ubierania, a przecież wciąż był to XIX wiek. Brakowało mi oddania realizmu tamtych czasów, każde mijane miasto było "tętniące życiem i ruchliwe", pełne powozów, a dalekie przedmieścia Londynu były oświetlone lampami ulicznymi. Wiem, że to drobiazgi, jednak kłuły mnie w oczy i musiałam o tym wspomnieć.
Podsumowując, jestem zawiedziona "Kręgiem Ognia", ale najgorsze jest to, że naprawdę nie wiem dlaczego. W książce jest wszystko, co być powinno; zakończenie mimo wszystko jest zaskakujące i naprawdę mi się podobało. Może to wina czasu, jaki minął od przeczytania poprzedniej części, może mojego złego humoru albo nastawienia. Trudno mi to wytłumaczyć, ale ostatni tom pozostawił we mnie uczucie lekkiego rozczarowania. Mimo to polecam go każdemu, kto przeczytał poprzednie części, bo na pewno może się podobać. Tym razem po prostu byłam zbyt wymagająca.