Książka traktuje o niezwykle krwawych rządach skrajnie prawicowej argentyńskiej junty wojskowej w latach 1976-83 i postawie argentyńskiego kościoła katolickiego w tym czasie. Rządzące krajem wojsko tysiącami porywało prawdziwych lub wyimaginowanych opozycjonistów, umieszczało ich w tajnych obozach koncentracyjnych, torturowało prądem elektrycznym, skrycie zabijało, odbierało uwięzionym matkom nowo narodzone dzieci i umieszczało je w rodzinach wojskowych (matki były zabijane). Specyfiką junty było kompletne bezprawie, wojskowi robili co chcieli, ignorując kompletnie policję, sądy i inne instytucje państwa. Kościół zaś czasami w tych zbrodniach pomagał juncie, czasami ratował ludzi, ale nigdy nie zaprotestował przeciwko bestialstwom; jego bilans jest zatem mocno negatywny.
To, że kler w Argentynie współpracował ze skrajną prawicą, nie dziwi, KRK zawsze uważał, że komunizm jest gorszym złem od faszyzmu czy nazizmu, a zwalczaniem komunizmu można prawie wszystko usprawiedliwić. Szokuje rzecz inna, uzasadnienie przemocy i tortur. Wiele już czytałem bulwersujących opinii panów w czarnych sukienkach, myślałem, że nic mnie nie zdziwi, ale się myliłem. Oto biskup argentyński Servando Tortolo: „Utrzymywał, że Bóg zezwala czynić zło, jeśli jego celem jest dobro.” Jeszcze jedna opinia cytowana w książce i pewnie bliska wielu ówczesnym hierarchom, oto biskup Verden, Dietrick von Niekin stwierdził w 1411 roku: „Gdy zagrożonym jest istnienie Kościoła, przestaje on podlegać moralnym nakazom. Gdy celem jest jedność, wszelkie środki zostają uświęcone: oszustwa, zdrady, gwałty, świętokupstwo, więzienie i śmierć.”
Jest też trochę w książce o roli Jose Bergoglio, który był w owym czasie prowincjałem jezuitów, ale świadectwa są sprzeczne, według jednych bronił prześladowanych zakonników (ich też wojsko porywało), według innych wydawał ich armii, ale czy ma to teraz jakieś znaczenie? Przypomnijmy, że książka została wydana w 2005 r. gdy nikomu się jeszcze nie śniło o papieżu Franciszku.
Książka jest fatalnie napisana, mieszają się autorowi, wątki, daty i chronologie; pełna jest powtarzających się opowieści o porwaniach i zaginięciach, masę tam nazwisk i historii, które trudno spamiętać. Styl książki jest ciężki i mętny, czyta się to bardzo trudno, czy to wina autora, czy tłumaczy, trudno powiedzieć. Mimo to rzecz jest ważna jako historyczne świadectwo zbrodni argentyńskiej junty i nieciekawej postawy kościoła w tym czasie.