Nekromanci w kosmosie? Mieszanka fantasy i science-fiction z zagadką “kto zabił” w tle? Jestem zawsze gotowa na tego typu dziwne pomysły, poza tym, miałam pewne przeczucie, że książka spodoba mi się. Nie miałam nawet tych wątpliwości, które zwykle oplatają czytelnika, gdy na scenę wkracza specyficzna i oryginalna powieść, po której nie wiadomo czego się spodziewać.
I działo się! Działo się na tyle dużo, że książka znalazła się na szczycie stosu ulubionych, a postacie zostaną prawdopodobnie ze mną na bardzo długo.
Dom Dziewiąty to tradycja. Dom Dziewiąty to także rozkład i murszejące suche kości i śmierć na starcze zapalenie płuc. Gideon, mimowolna członkini Domu Dziewiątego, z którym walczy od urodzenia, zostaje zaprzęgnięta przez jego Wielebną Córkę do wyjątkowo paskudnej pracy - mam jej pomóc stać się nieśmiertelną ręką cesarza nieumarłych, a droga ku temu wiedzie przez nie mniej od Domu Dziewiątego zmurszałe komnaty Domu Pierwszego, a w międzyczasie wykrwawianie się w zamkniętych laboratoriach, kopanie leżących członków innych Domów i rozwiązywanie zagadki kryminalnej.
“Gideon z Dziewiątego” to na tyle specyficzna powieść, że nie mogę jej każdemu polecić. Zdaję sobie sprawę, że aby polubić styl autorki i sposób przedstawienia postaci, trzeba mieć nastrój na coś ironicznego i sążnistego, a ludzie którzy lubią lekki i przyjemny styl, w ogóle mogą rzucić książką o ścianę. Powieść zdecydowanie nie jest napisana lekkim stylem, trzeba się skupić, by zrozumieć niuanse i akcję, trzeba się w ten tekst wgryźć. Jest także naszpikowana ironią i sarkazmem, a postacie są ciężkie jak wór kartofli.
I właśnie dlatego tak ta książka mi się podoba. Jest skomplikowana. Jest niecodzienna. Jest unikalna, z bardzo dobrym pomysłem na świat i system magii. Jest niczym sen pokręconego naukowca, który objawia mu coraz to nowe sposoby na ożywienie swoich marzeń. Nie jest przy tym ani trochę groteskowa, raczej naszpikowana tajemnicami i zagadkami, które bardzo trudno samemu rozwiązać.
Relacja głównych bohaterek nie dostaje co prawda do famy, która przedstawiała ją jako niezwykłą reprezentację środowiska LGBT+, ale jest soczysta, odważna i nasycona nienawiścią łamaną przez sympatię. Obie dziewczyny nie wiedzą, jak okazać rodzącą się między nimi przyjaźń, bo przez całe życie były wrogami - dopiero niebezpieczeństwo, któremu wspólnie stawiają czoła, pozwala na dostrzeżenie swoich zalet i powolne zabicie niechęci, która sięga jeszcze czasów dziecięcych. Ten wątek został według mnie bardzo dobrze przedstawiony, mimo, że wątku lesbijskiego jest tu jak na lekarstwo.
Język, którym posługują się postacią wydaje się młodzieżowy, prześmiewczy i potoczny, w zadziornym stylu. Jednak nie uważam, że powieść jest typową młodzieżówką. Jest tu naprawdę sporo rzeczy, które zdecydowanie cechują powieści dla starszego czytelnika, i nie są to wcale sceny erotyczne czy wyjątkowo brutalne. To takie moje prywatne odczucie, które towarzyszyło mi podczas lektury.
“Gideon z Dziewiątego” to - jak już wspomniałam - nie jest książka dla każdego, ale jeśli spodoba wam się pierwszy rozdział, jeśli polubicie styl, postacie i specyficzną aurę unosząca się nad tekstem, to mam dobrą wiadomość… dalej jest jeszcze lepiej.