„Zamknij oczy i wyobraź sobie letnie niebo pełne gwiazd. Zatrzymaj ten obraz. Wszędzie zobaczysz gwiazdy, w całym wszechświecie. Ale znasz tylko kilka z nich, te, którym nadano imiona. To właśnie jest człowiek. Anonimowa gwiazda w ciemnościach nocy.”
Zacznę od tego, że książka znalazła się w mojej biblioteczce przez zupełny przypadek. Przeglądając półki w jednej z pobliskich księgarni zauważyłam stos zatytułowany „wszystkie książki po 4,90”. Przypuszczam, że wyprzedaż spowodowana była Dniem Książki, który nie był tak dawno, a trzeba przyznać- księgarnie spisały się na medal fundując nam, wszystkim molom książkowych, nie lada ucztę. Nie mogłam odmówić sobie wybrania czegoś za tak śmiesznie niską cenę. Kiedy już zrezygnowana miałam sobie odpuścić, zauważyłam znajome nazwisko Shan Sa. Co prawda nie czytałam nigdy żadnej książki tej Pani, ale jej „Cesarzową” mam na liście planowanych i dość dużo o niej samej słyszałam. Zachęcona ciekawym opisem przygarnęłam „Konspiratorów” do siebie.
Akcja toczy się między Paryżem, Pekinem i Waszyngtonem. Wszystko jest bardzo tajemnicze, ale zarazem jasno i zrozumiale przedstawione. Poznajemy pewnego Amerykanina, agenta o niebieskich oczach. Chinkę, przywódczynię buntu młodzieży przeciwko reżimowi komunistycznemu. Francuza, wyrachowanego polityka zagubionego w swoich grach. Lecz tak naprawdę każdy z nich skrywa drugą, tą bardziej ludzką twarz. Cała akcja jest prowadzona bardzo zgrabnie, nie ma czasu na nudę, na przewracanie kartek w poszukiwaniu istotniejszych wydarzeń.
I tak oto okazuje się, że młoda buntowniczka jest podwójnym agentem pracującym dla partii komunistycznej, że wyrachowany polityk ma tak naprawdę czyste serce, pragnące miłości, że wyćwiczony agent potrafi prawdziwie kochać. To swego rodzaju studium osobowości. Opowieść o ludziach, którzy sami nie wiedzą kim naprawdę są.
Książka nie jest obszerna i ja spędziłam z nią dosłownie kilka godzin. Nie mogę powiedzieć, że mnie zachwyciła i porwała. Określiłabym ją jako dobrą. Po prostu. Nie chcę się w niej doszukiwać drugiego dna, podtekstów. Każdy znajdzie w niej to, co sam chciałby zobaczyć. Ja znalazłam fragmenty, które porwały mnie bez pamięci i te które, po prostu, czytałam. Kilka ostatnich stron przeczytałam z wypiekami na twarzy, tak samo pochłonęły mnie fragmenty mówiące o buntach w Chinach i życiu bohaterki jeszcze w swojej ojczyźnie. Mogę Was zapewnić, że nic w tej książce nie idzie po myśli czytelnika. Nie ma happy endu (chociaż w sumie jest, taki drobny i bez fajerwerków) a samo rozstrzygnięcie losów bohaterów zdecydowanie mnie nie rozczarowało. Na pewno sięgnę jeszcze po którąś z powieści Pani Shan Sa, mam nadzieję, że znajdę tam więcej miejsca poświęconego historii i kulturze Chin.