Chciwość rujnuje pokolenia, co wiadomo nie od dziś. Najlepiej zająć się swoimi sprawami i nie wtrącać przywłosowych trzech groszy tam, gdzie nie jest to konieczne. Kiedy górę bierze nad nami chciwość, automatycznie wyłącza się zdolność logicznego myślenia, analizowania i rozumowania rzeczywistości. Gdzie jest granica szaleństwa? A może jawi się ona na tyle blado, że pozostaje niewidoczna?
„Orzeł” zostaje zatrzymany, a Olka wraz z nim wraca do Polski. W całym zamieszaniu prosi o pomoc doświadczonego prokuratora Łukasza Zimnickiego. Mężczyzna zgadza się, ale stawia również swój warunek: Orłowski musi zostać świadkiem koronnym. Ten jednak niezbyt ma na to ochotę. W tym samym czasie Lilka i Michał rozpracowują sektę, której zadaniem jest pranie pieniędzy na rzecz Sitwy. Od tej pory sytuacja coraz bardziej się komplikuje...
Kto zna poprzednie części tej serii, nie będzie zaskoczony. Zacznę od minusów, bo jest ich dość dużo. Irytującym elementem książki są pseudonimy bohaterów. Rozumiem, że pewnymi określeniami wszyscy posługują się między sobą. Odrzucać mogą również zdrobnienia imion. Gdzieś jest granica, którą należy wyczuć. Jej przekroczenie skutkuje osiągnięciem szczytu znużenia podczas lektury. Autorka nadużyła cierpliwości czytelniczej w tym aspekcie swojej pracy.
Czytając tę pozycję, można się przerazić. W każdym zawodzie istnieje druga strona medalu. Ta, z którą na co dzień nikt z nas nie ma styczności. Bohaterowie to prawnicy. Ten zawód powszechnie kojarzy się z życiem na poziomie i szacunkiem. W tej książce nie ma on nic wspólnego ze stereotypem. Bohaterowie to ludzie na poziomie, osoby publiczne, które powinny działać dla dobra kraju. W rzeczywistości afera pieniężna jest grubymi nićmi szyta, ale staje się ona sprawą drugorzędną. Słownik postaci również pozostawia wiele do życzenia. Trudno jest wyobrazić sobie codzienną, luźną rozmowę naszpikowaną epitetami, które już mówią wiele o człowieku. W sytuacjach wyjątkowo stresujących przekleństwa są czymś naturalnym. Człowiek wykształcony, zajmujący poważne stanowisko i wtrącający w niemal każdym zdaniu wulgaryzm, traci jakikolwiek powszechny respekt w oczach
społeczeństwa.
Akcja książki rozgrywa się współcześnie. Opisy przemyśleń bohaterów jedynie skutecznie zniechęcają do lektury. Są tak lekkie, że aż płaskie i niewiele wnoszą do fabuły. Styl autorki nie jest przyjemny dla oczu. Momentami można odnieść wrażenie, że niektóre fragmenty lepiej napisałby gimnazjalista. To jeden z głównych mankamentów książki. W żaden sposób nie angażuje Czytelnika. Dodatkowym smaczkiem jest koronawirus. Część ma już pewnie dość tego tematu (nie mówię tu o sobie). Przypuszczam jednak, że literacka machina poświęcona temu drobnoustrojowi dopiero się rozkręca. Pozostaje przyzwyczaić się do tego wątku.
„Przekręt” Pauliny Świst to książka niewiele wnosząca do gatunku. Nie można jej zaliczyć do wymagających, bardziej adekwatnym określeniem będzie „wydmuszka” na odmóżdżenie. Nie wiem, czy dla kogoś ta lektura okaże się satysfakcjonująca. Być może celowym zabiegiem ze strony autorki było umieszczenie bohaterów swoich poprzednich książek. Czy to rodzaj zachęty? Być może. Ja jednak nie czuję się zachęcona. Osoby o słabych nerwach nie mają czego żałować, omijając ten tytuł. Reszta czyta na własne ryzyko, pomimo ostrzeżenia.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Muza SA.