Po pierwszym spotkaniu z koniberkami wiedziałam, że jeśli nadarzy się jeszcze okazja przeczytać o ich przygodach, na pewno z niej skorzystam. Weronika Szelągiewicz wymyśliła wspaniały świat, tak różny od rzeczywistego, a jednak podobny. Niedawno ukazała się trzecia już część opowieści o małych, skrzydlatych kucykach pt. „Koniberki. Spotkanie” z bajkowymi ilustracjami Ani Jamróz.
Tym razem w pierwszych rozdziałach książki poznajemy całkiem innych bohaterów. Mieszkają w oazie, która jednak z dnia na dzień staje się coraz mniej przyjaznym miejscem. Coraz mniej wody sprawia, że rośliny usychają i coraz trudniej zdobyć pożywienie. Jednocześnie przybywa groźnych drapieżników. Grupa bohaterów, która przetrwała, postanawia poszukać lepszego miejsca do życia. Po pełnej niebezpieczeństw i wyzwań podróży docierają na łąkę koniberków. Są już zmęczone i nie chcą szukać dalej, a miejsce wydaje się przyjazne, dlatego postanawiają tu zamieszkać.
Pierwsze spotkanie z koniberkami wypada jednak nieszczególnie. Przybysze wyglądają podobnie, jednak trochę się różnią. Są zebroberkami, mają biało-czarne pasy na całym ciele. Koniberki nie są pewne, czy mogą im zaufać, czy nie stanowią zagrożenia. Początkowe obawy i ostrożność rozwiewają się, kiedy okazuje się, że wszystkie istotki są do siebie bardzo podobne i nie mają złych zamiarów. Zwłaszcza najmłodsi zupełnie nie przejmują się różnicami i zaprzyjaźniają się bardzo szybko.
Młode koniberki i zebroberki popadają w różne niebezpieczne kłopoty i nadwyrężają zaufanie dorosłych. A kiedy przychodzi ogromna burza, a piorun uderza w drzewo rosnące na skraju puszczy, pojawia się ogromne zagrożenie dla wszystkich mieszkańców. Okazuje się, że ogień zapalił pokłady torfu znajdującego się pod ziemią, co grozi nieoczekiwanym i niekontrolowanym pożarem. Z pomocą przyjaciół udaje się zażegnać również to niebezpieczeństwo.
Weronika Szelągiewicz świetnie opisała relacje między dziećmi i dorosłymi. Po raz kolejny odniosła się do kwestii zakazów, które służą bezpieczeństwu dzieci. Dlatego zawsze należy ich przestrzegać. Dużo uwagi tym razem autorka poświęciła omówieniu tolerancji wobec odmienności i pomocy tym, którzy zostali zmuszeni do opuszczenia domów i szukania nowego miejsca do życia. Koniberki mają wiele obaw – że zebroberki mają złe zamiary, że jest ich za dużo i przejmą całą łąkę, że być może kłamią. Zwycięża jednak zrozumienie ich trudnej sytuacji. Wszyscy dochodzą do wniosku, że różnice pomiędzy nimi są pozorne.
Wielokrotnie autorka podkreślała, że z przyjaciółmi u boku można przenosić góry. Tylko dzięki wsparciu grupy można unikać niebezpieczeństw i pomagać sobie w potrzebie. Łąka koniberków jest generalnie bezpiecznym miejscem, ale to nie oznacza, że można sobie pozwolić na nieuważność. Zbyt dalekie podróże zawsze kończą się źle.
Bardzo lubię styl Weroniki Szelągiewicz. W jej opowieściach panuje nastrój spokoju i bezpieczeństwa. Nie opuszczał mnie nawet wtedy, gdy czytałam o niebezpiecznych przygodach dzieci i dziwnym dymie wydobywającym się spod ziemi w okolicach drzewa spalonego przez piorun. Ten efekt jest wzmocniony przez ilustracje wykonane płynną kreską i utrzymane w stonowanych barwach.
Każda książka, którą czytam w okolicach świąt Bożego Narodzenia, wydaje się dobrym pomysłem na prezent. A tą polecam szczególnie starszym przedszkolakom. Ja otrzymałam ją z Klubu Recenzenta w serwisie nakanapie.pl