Książka jest znakomicie udokumentowaną kroniką zdobycia i utrwalenia władzy przez komunistów w Chinach w latach 1949-1957. Co ciekawe, w opanowaniu kraju mocno pomogli im Amerykanie, którzy przestali popierać nacjonalistę Czang-Kai Szeka (uciekł na Tajwan), cóż za olbrzymi błąd polityczny! Gdy więc komuniści wygrali wojnę domową w 1949r., zaczęli siłą wprowadzać swoje porządki na modłę sowiecką. Zresztą Mao otwarcie nazywał się uczniem Stalina, z tym, że zniszczenie wszelkiej niezależności w Rosji Sowieckiej i zdobycie władzy absolutnej zajęło Stalinowi kilkanaście lat, Mao uporał się z tym w osiem lat, uczeń przerósł mistrza...
Książka stanowi kronikę cierpień narodu chińskiego w tych latach, jak pisze autor „pierwsza dekada rządów Mao to czas jednej z najgorszych tyranii w historii XX wieku, która przedwcześnie wysłała do grobu co najmniej pięć milionów cywilnych ofiar i przyniosła nieszczęście ogromnej liczbie innych.” Plan był prosty, wszelkie niezależne warstwy społeczne czy instytucje były niszczone, terroryzowane, czasami fizycznie likwidowane; chodziło o to by komuniści mieli władzę absolutną. Zniszczono przedsiębiorców, intelektualistów, chłopów (krwawo wprowadzana kolektywizacja czyniąca z chłopów niewolników), instytucje religijne, kulturalne i co tam jeszcze. Wszystko co mogło zagrażać absolutnej władzy Mao musiało zostać zdruzgotane.
Narzędzia wprowadzania rewolucji zapożyczone zostały z Sowieckiej Rosji: krwawy terror, powszechne donosicielstwo, bezprawie, obozy pracy. Ceną rewolucji było życie milionów zabitych, zagłodzonych, zmuszonych do samobójstwa ludzi. I oczywiście potężny kryzys ekonomiczny: forsowana kolektywizacja doprowadziła do wielkiego głodu. Wszystkie te rzeczy znane są z historii sowieckiego komunizmu w latach 20. i 30., ale Chińczycy dodali też lokalny smaczek.
Oto w obozach pracy masowo stosowano 'reformę myśli’, której celem było przekucie świadomości: ze starej, burżujskiej na nową komunistyczną, więzień miał się pozbyć swojego starego ja i 'założyć' nową tożsamość. A jak to robiono? Oto: „Zebrania poświęcone samokrytyce i indoktrynacji trwały przez długie godziny, dzień w dzień, rok po roku. I inaczej niż poza więzieniem, tutaj nawet po zakończeniu grupowej dyskusji pozostawało się z innymi w tej samej celi. Więźniów zachęcano, by się nawzajem sprawdzali, przepytywali i denuncjowali. Czasami zmuszano ich do uczestnictwa w brutalnych zebraniach, podczas których musieli udowodnić, po której są stronie, bijąc podejrzanego.” Taka indoktrynacja atakowała istotę tożsamości człowieka, jak stwierdził jeden z więźniów: „reforma myśli była niczym innym jak „fizyczną i umysłową likwidacją siebie przez siebie samego”. Ci, którzy opierali się temu procesowi, popełniali samobójstwo. Ci, którzy go przetrwali, wyrzekli się bycia sobą.” No cóż, nawet w sowieckim gułagu czegoś takiego nie było. Chińska specjalność, brr.... Coś mi się zdaje, że Chińczycy stosują obecnie taką technikę w stosunku do Ujgurów, miliony których są zamknięte w obozach reedukacyjnych... Poza tym to mocarstwo powoli zaczyna rozpychać się na świecie, pora umierać...
Porażające świadectwo zbrodni komunizmu.