W wielu opracowaniach PRL stał się czarną plamą, okresem przejściowym między II a III RP niewartym wzmianki, ale nie da się uciec od rzetelnego opisu historii społecznej Polski Ludowej. Podejmując to zadanie irlandzki(!) historyk napisał monografię o stosunkach komuniści-robotnicy w latach tużpowojennych na przykładzie dwóch dużych miast: Łodzi i Wrocławia. Próbuje Kenney odpowiedzieć na ważne pytania rzadko stawiane przez rodzimych badaczy: „Co sądzono o komunizmie? Co się ludziom w nim nie podobało, a co podobało? Jak starali się przetrwać? Jak reżym używał swojej władzy i czy cokolwiek go powstrzymywało? Jakie cele stawiali sobie komuniści w odniesieniu do społeczeństwa i czy udało im się te cele osiągnąć? Jeśli nie, to dlaczego?”
Ciekawe, że w Łodzi w latach powojennych dochodziło do licznych strajków, głównie na tle ekonomicznym, ale też solidarnościowych, gdy, niejednokrotnie udanie, walczono o przywrócenie do pracy zwolnionych kolegów. Władza komunistyczna nie bardzo mogła sobie ze strajkami poradzić. Zresztą wtedy i komuniści i ubecja bardzo słabo się prezentowali w tym mieście. W ogóle pozornym paradoksem jest że w tej kolebce proletariatu wpływy komunistów były bardzo słabe, dużo silniejsza była PPS. A środowisko robotnicze było zwarte, nienaruszone przez wojnę, pamiętające przedwojenne tradycje walki klasowej. Robotnicy łódzcy pozytywnie przyjęli postulaty nowej władzy, organizując rady robotnicze i przejmując zarządzanie fabryk, bardzo szybko jednak przypomniano im gdzie ich miejsce.
Z drugiej strony we Wrocławiu, mieście bez tradycji i tożsamości, gdzie środowiska pracownicze były zatomizowane, dużo łatwiej było komunistom spacyfikować robotników. Dość powiedzieć, że w tym mieście prawie nie było strajków po wojnie a członkostwo w partii wśród robotników było stosunkowo duże.
Pisze Kenney, że stosunki między komunistami a robotnikami nie były jednoznacznie złe, i tak w bitwie o handel, którą w 1947 komuniści wytoczyli prywatnej inicjatywie, robotnicy byli po stronie partii, uważali bowiem że spekulanci winni są drożyzny i braków zaopatrzeniowych. Powszechnie też aprobowano program powszechnej edukacji i walki z analfabetyzmem.
Ciekawie pisze autor o metodach pacyfikacji robotników: masowe (często pod przymusem) przyjmowanie do partii, awansowanie niektórych robotników, ruch przodownictwa pracy, pełna kontrola partii nad samorządem robotniczym i związkami zawodowymi. W efekcie, w roku 1950 klasa robotnicza była już kompletnie złamana i niezdolna do zorganizowanego oporu.
Powstała rzetelna monografia o mało zbadanym okresie historii społecznej PRLu. Co ciekawe, książka wydana została w 1998r. i czekała na polskie tłumaczenie 17 lat... No ale jej tematyka zupełnie nie odpowiada obecnym kanonom polityki historycznej...