Zawsze jak mam do czynienia z literackimi debiutami to w pierwszej kolejności pojawia się we mnie taki dziwny dreszczyk niepokoju, jakbym szykowała się na pierwszą randką i nie wiedziała czy wszystko „spiknie”. Wychodzę jednak z założenia, że jeśli autor chce napisać książkę i robi wszystko, by została wydana… no to naiwnie wierzę, że ma coś czytelnikowi ambitnego do przekazania.
W przypadku „Samotności Boga” mogę powiedzieć, że randka się udała. Aha, no i dedykacja od autora też sprawiła, że poczułam się doceniona indywidualnie. Mało tego… im więcej czasu spędzałam z lekturą to coraz bardziej mi się podobała i ubolewałam, gdy dochodziłam już do jej końca.
Antoni Grycuk przedstawia nam bardzo tajemniczego bohatera; Marka Olkunia, który postanawia zrezygnować ze swojej największej pasji i jednocześnie wykonywanego zawodu lekarza, ażeby założyć… zakład pogrzebowy. Tutaj też na marginesie muszę wspomnieć, że przypomina mi się inna książka „Życie Violette” w której też panował taki… grobowy klimat, a porozbijana przez życie bohaterka pomimo tego, że żyła… najlepiej czuła się wśród martwych.
Wracając jednak do konkretów to „Samotność Boga” jest książką surową, smutną, dołującą i ciężką do udźwignięcia emocjonalnie, ale i przy tym bardzo życiową. Dlaczego? Ano dlatego, że wszystko kręci się wokół życiowych trudności i śmierci. Niektórzy czytelnicy, mogą nawet trochę się krzywić na mało przyjemne opisy zabiegów kosmetycznych przy zwłokach. Napisana jest w sposób niechaotyczny i zrozumiały dla czytelnika, który nie gubi się w wydarzeniach z życia Marka, pomimo tego, iż te wydarzenia są skonstruowane w taki sposób, że przeszłość przeplata się równocześnie z teraźniejszością i tak przez całą historię: kiedyś i teraz.
Kiedyś jako lekarz, który odpowiada za pacjentów, tworzy z nimi relacje i zaczyna mieć coraz więcej uzasadnionych wobec siebie wątpliwości przez pewne zaistniałe okoliczności.
Teraz jako właściciel zakładu pogrzebowego; którego dręczą traumy, wyrzuty i pustka, bo nie robi tego co przez całe życie naprawdę pragnął robić, chociaż równie sumiennie próbuje wywiązywać się w nowej rzeczywistości… by na koniec okrutnie połączyć wszystkie dzieje w jedną całość pozwalającą odnaleźć sens całej życiowej historii głównego bohatera.
Książka pomimo, że zaliczana do literatury pięknej pod wieloma względami też jest psychologiczną krzyżówką człowieczych zachowań i działań. Ludzie wokół Marka, chociaż są mu bliscy nie rozumieją jego decyzji i powodów przebranżowienia się. Nie mogą zaakceptować nawet tego kroku, bo namacalnie widzą że mimo zmiany Marek wciąż nie jest w pełni szczęśliwy i tkwi w samotnej pustce ze swoimi niewidzialnymi demonami.
Prześladowała go myśl, że żywi ludzie wzbudzali w nim niepotrzebnie emocje. Takie, które zapewne kosztowały go wiele psychicznego zdrowia. Zamiast pomagać ludziom przeżyć, to ostatecznie wybrał pomoc w ich grzebaniu. Będąc tak samo bez życia jak ludzie którzy do niego trafiali, czuł jednak pogłębiającą się nicość.
Problemy z kobietami i w ogóle obawy przed uzewnętrznianiem siebie zrodziło bezpieczny dystans i ochronę lecz tylko do pewnego czasu…
Jak wspomniałam wcześniej, rzeczywiście z każdą kolejną stroną odkrywałam wewnętrzną konstrukcję Marka , tak bardzo skrywaną przed innymi. Coraz bardziej wkręcałam się w opowieść, by uczestniczyć w jego przeżyciach, wspomnieniach, wątpliwościach i przede wszystkim prawdziwych pragnieniach. Coraz bardziej stawało się dla mnie jasne zrozumienie dla jego zagubienia. Przyznam, że była to tajemnicza, ciekawa i przejmująca opowieść o człowieku, który znalazł siebie, zgubił i ponownie szukał sensu.
Czasami w życiu patrzymy na kogoś i zastanawiamy się co kieruje tym człowiekiem? Dlaczego podejmuje takie, a nie inne decyzje? Dlaczego nie jest taki, jaki powinien być w oczach innych? Oceniamy choć nie znamy. Nie rozumiemy, bo nic nie wiemy. Bardzo to było dla mnie intrygujące doświadczenie odkrywać co siedzi w umyśle pogubionego człowieka i dowiedzieć się o nim wszystkiego żeby móc go zrozumieć.
„Czym jest trauma jeśli nie walką z samym sobą?”
Czy Marek przezwycięży swoje traumy i poukłada życie prywatne i zawodowe w taki sposób jaki najbardziej pragnie? – Ja już to wiem…
Chociaż nie spodziewałam się takiego zakończenia jakie wymyślił autor, tak pozostawił otwartą przestrzeń do dalszych dywagacji i refleksji.
„…I choć wiesz, że życie ludzkie to wielka odpowiedzialność, pamiętaj, że niepowodzenie to nie koniec, to nauka i okazja by przystanąć i zastanowić się nad tym, co się stało. W żadnym razie nie powód, by wszystko porzucić…”
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl