Richard Paul Evans to dobiegający pięćdziesiątki, amerykański pisarz, który wypłynął tworząc dziecięce historie z motywem bożonarodzeniowym. Urodzony i wykształcony w Utah, mąż i ojciec piątki dzieci jest również założycielem organizacji charytatywnej The Christmas Box House International, która pomaga opuszczonym dzieciom znaleźć ciepły kąt.
Richard Paul Evans to także człowiek, dla którego Ameryka okazała się za mała. Wraz z żoną i dziećmi mieszka w słonecznych Włoszech, gdzie tworzy niezapomniane powieści o miłośći, dobroci i pięknie natury. To właśnie tam, w Toskanii, Richard spotkał Elianę, a właściwie Ellen, której historię wykłada ze szczegółami w książce „Kolory tamtego lata”.
Powieść zaczyna się prologiem, w którym Evans spotyka piękną kobietę czytającą książkę nad brzegiem basenu. Przedstawia się jej jako pisarz i pyta o ulubioną opowieść miłosną. Eliana nie zastanawiając się długo, odpowiada, że najpiękniejsza historia miłosna to ta, która przydarzyła się jej samej…
Ellen to Amerykanka, która zakochała się w przystojnym Włochu i wraz z nim wyjechała do jego ojczyzny. W zupełności pochłonięta wychowaniem chorego dziecka, próbuje ukryć przed sobą samotność, która ją trawi kiedy spędza kolejne samotne dni i noce, opuszczona przez męża biznesmena. Maurizio nie zauważa potrzeb żony, zdradza ją podczas ciągłych podróży służbowych i praktycznie rzecz biorąc, nie zdaje sobie nawet sprawy z choroby własnego dziecka. Ellen – gorliwa katoliczka – znosi wszystko w zaciszu swojej toskańskiej willi, wiedząc, że nawet gdyby chciała się uwolnić, Maurizio nie pozwoli jej na wywóz syna z kraju. Sytuacja wydaje się nie mieć rozwiązania, gdy do jednego ze skrzydeł ogromnej willi wprowadza się przystojny Amerykanin. Jak łatwo się domyśleć, Ellen traci głowę i zaczyna się jej walka o lepsze życie. Namiętność przeplata się z wyrzutami sumienia. Miłość z nienawiścią, a teraźniejszość z niewyjaśnioną przeszłością przybysza.
Pewnie na pierwszy rzut oka może się wydawać, że „Kolory tamtego lata” to sztandarowy przykład niewyszukanej, babskiej literatury o miłości. Nic bardziej mylnego. Książka jest oparta na faktach, co dodaje jej niesamowitego charakteru. Zawsze kiedy łapałam się na myśli, że ta bajka o idealnej miłości nie może być prawdziwa, marszczyłam brwi i przypominałam sobie, że otóż może, a nawet jest! Podczas czytania powieści miałam wrażenie, że prawda w niej zawarta wyostrzyła jej rysy, wypukliła fakty i nadała zupełnie innego wyrazu. Tak dokładne opisy Toskanii, wnętrz mieszkań, tamtejszych zwyczajów i ludzkich charakterów po prostu nie mogły wyjść spod pióra autora, który sobie to wszytko wymyślił. Bohaterowie książki to ludzie z krwi i kości, pełni temperamentu i skrajnych uczuć, wybuchający równie często łzami, co tysiącem uśmiechów i falami dzikiej radości.
Dodatkowym atutem książki jest sceneria i jej włoski klimat. Toskania czeka na nas jak na talerzu, za każdym razem kiedy otwieramy książkę. Włoskie potrawy nęcą smakiem, czujemy zapach wina, oliwek i mnóstwa ziół rosnących w ogrodzie Eliany. Poznajemy włoskie obyczaje i podstawowe zwroty, którymi książka jest naszpikowana po brzegi. Wielki plus dla tłumacza, który zachował balans między włoskimi wyrażeniami i polskim tłumaczeniem, zlewając wszystko w całość, tak że ciągle spotykamy włoskie zwroty, ale dzięki konktekstowi możemy je z łatwością zrozumieć.
Czy książka ma minusy? Jednym z nich jest fakt, że autor od czasu do czasu wdawał się w przydługie opisy rytuału winobrania czy jednego z włoskich festiwali. Mam wrażenie, że robił to specjalnie, aby ochłodzić czytelnika po niesamowicie wciągającym wątku miłości Eliany i Rossa. Książki po prostu nie da się odłożyć, nie wiedząc co wydarzy się na kolejnej stronie. Jeśli mam się czepiać to dodam, że książka kończy się sceną, w której Eliana kończy opowieść i odchodzi znad basenu, a autor zabiera się za obrabianie w głowie całej jej historii. W świetle szczegółowych opisów, których jest w książce wiele doszłam do wniosku, że niemożliwym jest, aby na tym spotkaniu ich kontakt dobiegło końca i Elianie nie zostało zadane już rzadne pytanie. Jest też drugie rozwiązanie, które mi się nasunęło. Być może autorowi wystarczył szkic zarysowany przez Elianę, a całą ogromną resztę ubarwił sam.
Mimo, że trochę brakuje mi odpowiedzi na pytanie jak dalej potoczyły się losy Eliany i czy zaprzyjaźniła się z autorem, książkę oceniam bardzo pozytywnie. Za każdym razem kiedy łapałam jej okładkę, dochodziłam do wniosku, że treść powieści jest tak lekka jak papierowa książka, która waży naprawdę niewiele. „Kolory tamtego lata” pozwoliły mi na przeżycie niesamowitej przygody i ogromny relaks po ciężkich dniach.
Bezspornie książka należy do katerogii literatury kobiecej. Jednak ja polecam tę lekturę nie tylko paniom chcącym poznać losy niezwykłego romansu. Polecam ją również mężczyznom, gdyż jest ona swoistym przewodnikiem po tym jak należy kochać i szanować drugą osobę.