Człowiek jest jedynym stworzeniem posiadającym duszę. Sprawia mu to wiele bólu, ale jest jednocześnie źródłem jego wielkości. W duszy rodzą się demony, ale jednocześnie, dusza jest zdolna każdą swą skazę wykorzystać w dobry, prawy sposób. Nawet choroba może być nam pomocna, jeżeli tylko spojrzymy na nią z właściwej strony. Tak jak Lovecraft, który nazwał swą schizofrenię innym imieniem i został jednym z najwybitniejszych mistrzów grozy na świecie. Pomysł Lovecrafta był prosty, ale jednocześnie swą prostotą porażający - zamiast tworzyć wiele oddzielnych historii z osobnymi fabułami, autor postanowił stworzyć mitologię. Co prawda jego mitologia jest pozbawiona tego, co w mitach najistotniejsze - nie porusza spraw początku wszechistnienia. Nie da się również zaprzeczyć, że w strukturze owej mitologii występuje wiele nieścisłości, nie zawsze też poszczególne odłamy mitów współgrają ze sobą, ale nie zapominajmy, że jest to świat tworzony przez jednego człowieka, który miał tylko swój ziemski, szalenie krótki czas życia na stworzenie własnego, mrocznego uniwersum, nie zaś epoki, przez które kształtowały się znane nam mitologie tworzone przecież przez niezliczone rzesze ludzi.
Zamiast oddzielnych powieści o różnych, skończonych strukturach fabularnych, Lovecraft przygotował coś w rodzaju bańki wszechświata - własnej mitologii. Jego kolejne opowiadania służyły zaś jedynie przedstawianiu kolejnych bohaterów, którzy zanurzali się w tej bańce i przekazywali nam nowe wieści do wielkiej układanki kosmosu Cthulhu. Każde opowiadanie to desperackie kroki ludzkości reprezentowanej przez poszczególne, wrażliwe i odważne jednostki, które ośmieliły się wejść tam, gdzie człowiek wchodzić nie powinien i pytać o sprawy, o których nie powinno się nawet myśleć. W każdym opowiadaniu bohater przedziera się zazwyczaj przez sterty przedziwnych, zakazanych ksiąg i rozmaitych dokumentów, by w końcu, w mniejszym czy większym stopniu dotknąć prawdy o Dawnych Przedwiecznych i o złych mocach drzemiących pod powierzchnią ziemi.
Z jednej strony to pomysł szalenie prosty - kolejni bohaterowie przemierzają niemal identyczne ścieżki, by wejść na moment w mroczną bańkę wszechświata i doświadczyć strzępku zaledwie nieskończoności szalonego kosmosu pełnego bogów i ich eonów, a z drugiej świat stworzony przez Lovecrafta jest jak najbardziej godny podziwu. Prawda, że takie rozwiązania spycha do schematyczności i powtarzalności wątków, ale faktem jest, że mimo wszystko autorowi udało się zbudować tak niepowtarzalny nastrój i klimat, który potrafi nie tylko wciągnąć czytelnika bez pamięci, ale i przyprawić go o ciarki na plecach.
Lovecraft miał niezwykłe wyczucie w operowaniu szczegółem i poprzez potwierdzanie wiarygodności zeznań swych bohaterów w postaci dokumentów z dokładnymi historiami i datami poszczególnych epizodów czy dawnych zdarzeń, zdobywał to, co dla autora najcenniejsze - zawierzenie odbiorcy. Siła Lovecrafta nie leży w zaskakującej fabule, czy w solidnym kręgosłupie podtrzymującym jego przerażający wszechświat, ale właśnie w budowaniu nastroju i niepowtarzalnym, pełnym grozy, ale i dobrego smaku, którego brakuje wielu współczesnymi "miszczom" pióra stylu. To prawda, że dwa czy trzy opowiadania Lovecrafta, to tak, jakbyś znał je wszystkie, ale jednocześnie ten niesamowity klimat i pociągający, choć również niebroniący się przed schematyzmem styl są jak narkotyk skłaniający do zapoznania się z całą twórczością autora. Ten właśnie styl i nastrój inspirowały współczesnych pisarzowi twórców grozy, wielu z nich z lubością czerpało z mitologii Cthulhu, ale i sam Lovecraft wykorzystywał to nadzwyczaj chytrze - ponieważ pracował sprawdzając nadsyłane mu przez innych autorów teksty, po częstokroć wplatał w nie postacie z własnych mitologii przyczyniając się tym samym do umocnienia własnego wszechświata, a poprzez publikowanie własnych tekstów pod wymyślonymi pseudonimami, do ugruntowania wiary w istnienie Cthulhu i jego pobratymców.
Szanuję Lovecrafta przede wszystkim za dar budowania mrocznego nastroju, ale i za styl, co prawda monotematyczny pod względem formy i treści, a jednak pełen wyczucia, eterycznego uroku i dbałości o estetykę całości. Po drugie szanuję go za jedno, jedyne zdanie, które pojawiło się bodajże w "Domu czarownicy", gdzie napisał, że jądro samej ciemności jest jedną wielką bezmyślnością (Azathoth jest ślepy i głupi, nie tylko więc idealnie odzwierciedla więc chrześcijańskie pojmowanie szatana, ale i pod względem filozoficznym jest jak najbardziej logiczne). To jedyny pisarz grozy, którego znam, który poza samym budzeniem niepokoju u czytelnika był zdolny stworzyć tym samym jakąś głębszą myśl.
W przygnębiającym porządku świata Lovecrafta człowiek jest tylko, ujmując rzecz najprościej, eonem Azathotha, który promieniuje na cały wszechświat niczym "Bóg" z niezbyt udanego "Baudolino" Umberto Eco, co nie jest żadnym novum - taki pomysł podsunął nam gnostycyzm, ale o ile u Lovecrafta nastrój i klimat zdobywają szturmem nasze zawierzenie, o tyle Eco przegrywa ze swoją kosmiczną nielogicznością, kłócącą się z zasadami rozumu.
W "Kolorze przestworzy", czwartym tomie serii "Odmienne stany fantastyki" zatytułowanym dodatkowo "Najlepsze opowieści", zamieszczono następujące opowiadania:
- Zew Cthulhu
- Widmo nad Innsmouth
- Szepczący w ciemności
- Duch szaleństwa
- Koszmar w Dunwich
- Kolor z przestworzy
Gdyby dodano jeszcze do tego opowiadanie "Mucha", faktycznie byłby to zbiorek idealny dla wszystkich fanów tego dręczonego wibracjami ciemności pisarza. Polecam! Polecam! Polecam!