Czasami w naszym życiu pojawiają się chwile, kiedy – wydawać by się mogło – nic nie jest w stanie poprawić naszego nastroju, a podstawowe czynności okazują się sprawiać nam ogromny wysiłek. Niektórym wystarczy wówczas spędzenie krótkiego czasu z dobrą książką, zjedzenie ulubionego smakołyku czy obejrzenie cenionego filmu. Często jednak droga do ponownego szczęścia nie jest tak prosta i potrzeba czegoś więcej, niż wymienione wyżej, banalne metody. Są momenty, kiedy ukojenie wydaje się być czymś nieosiągalnym, jednak stopniowe godzenie się z zaistniałą sytuacją, wsparcie bliskich i świadomość robienia czegoś, co ma jakiś sens, jest w stanie sprowadzić na nas w końcu spokój ducha i szczęście.
W takiej sytuacji znalazła się właśnie Grace, główna bohaterka „Koloru herbaty”. Wraz ze swoim mężem przeprowadza się na wschodnie wybrzeże Chin, do Makau, gdzie jako obcokrajowiec czuje się bardzo samotnie. Sytuację pogarsza informacja o tym, że nie może mieć dzieci, których tak bardzo pragnie, a relacje pomiędzy nią a jej mężem, Petem, nie są najlepsze. Aby odnaleźć spokój, Grace postanawia otworzyć kawiarnię. To właśnie tam, wśród innych imigrantek, filiżanek herbaty, świeżo zaparzonej kawy oraz makaroników Grace próbuje odnaleźć to, czego przez tak długi czas szukała – szczęścia, przynależności oraz swojego własnego zakątka w kraju, w którym czuje się tak obco.
Po raz pierwszy od długiego czasu nie potrafię znaleźć słów, którymi mogłabym opisać jakąś książkę, ponieważ oprócz tego, że bardzo mi się ona spodobała, nie za wiele mam na jej temat do powiedzenia. Gdy jeszcze byłam w połowie czytania tej powieści miałam głowę pełną myśli i ulotnych wrażeń na temat tej historii, którymi chciałam się podzielić, jednak tuż po jej zakończeniu jakby poprzez machnięcie ręki wszystko to zniknęło i zostawiło mnie z całkowitą niemal pustką w głowie.
Nazwałabym tę książkę idealnym „pocieszaczem” po ciężkim dniu czy chociażby frustrującym tygodniu, ponieważ zawiera w sobie ciepło, które jest w stanie odegnać wszelkie negatywne myśli i odczucia. Gdy zabierałam się za jej czytanie, nie sądziłam, że wpędzi mnie w taki pozytywny, relaksacyjny stan, kiedy to nie będę musiała myśleć o żadnych niepokojących mnie sprawach. Pomimo tego, że wiele w tej książce jest rozterek poszczególnych bohaterów, to sama powieść daje nadzieję na to, że z każdej sytuacji da się wyjść z uśmiechem na ustach, każde ciemne chmury da się rozpędzić i nawet najbardziej depresyjne chwile jesteśmy w stanie przetrwać, gdy tylko mamy wsparcie bliskich nam osób.
Wydarzenia poznajemy z punktu widzenia głównej bohaterki, w narracji pierwszoosobowej, która jednak nie jest czymś, za czym mogłabym powiedzieć, że przepadam, jednak w przypadku tej książki wcale mi to nie przeszkadzało. Miałam doskonały wgląd w odczucia Grace, w jej emocje, dzięki czemu w doskonały sposób potrafiłam przeżywać to, co ona czuła w danym momencie. A muszę zapewnić, że nie sposób jest pozostać obojętnym wobec jej problemów. Od samego początku bardzo zżyłam się z tą postacią i na każdym kroku kibicowałam temu, aby wszystko ułożyło się po jej myśli.
Przez pewien czas miałam małe zastrzeżenia w kwestii dialogów, ponieważ wydawało mi się, że napisane są sztucznie, a rozmowy pomiędzy bohaterami brzmią tak, jakby były wymuszone, bez jakiejkolwiek chemii. Było to na szczęście jedynie chwilowe, ponieważ bardzo szybko wyparłam z siebie te myśli i doceniłam styl, jakim posługuje się autorka. Przyjemny, pozwalający bardzo szybko wgryźć się w powieść i cieszyć się nią aż do samego końca. „Kolor herbaty” zawiera w sobie również wiele ciekawych informacji związanych z francuską kuchnią, które są fantastycznym dodatkiem i jestem pewna, że smakosze przeróżnych słodkości będą w stanie ten fakt docenić. Z tego miejsca mogę jedynie gorąco polecić tę ciepłą, pokrzepiającą historię, która – choć nie okazała się być materiałem na książkę godną półki z moimi ulubionymi lekturami, to jednak jestem pewna, że na długo zapadnie mi w pamięć.