Kolejna powieść szwedzkiego autora kryminałów, który nie jest tak popularny jak Larsson, Mankell czy Läckberg, ale ja go lubię, ma bowiem swój specyficzny styl, akcja toczy się wolno, czasami irytująco wolno, ale jego opis pracy policyjnej wręcz dyszy prawdą, nieprzypadkowo gość przepracował parę lat w tej instytucji.
Przede wszystkim mamy wspaniałe, realistyczne portrety gliniarzy. Głównym bohaterem jest mój ulubieniec, inspektor Evert Bäckström, znany z innych książek Perssona. Ten facet jest po prostu zaprzeczeniem gliny z kryminałów: tłusty, rozlazły alkoholik, zajmujący się wyłudzaniem pieniędzy na lewo i prawo (oddaje swoje wielomiesięczne brudy do hotelowej pralni, pisząc na rachunku, że to czyszczenie munduru), napastuje kobiety, a przede wszystkim jest fatalnym śledczym. Jak mówi jego szef Johansson: „Bäckström w życiu nie rozwiązał żadnej sprawy”. I taki to gość przyjeżdża do średniej wielkości miasta, aby wyjaśnić zagadkę brutalnego morderstwa młodej adeptki policyjnej, tytułowej Lindy. A że sprawca zostawił na miejscu zbrodni ślady DNA, metoda naszego inspektora polega na braniu próbek DNA od kogo popadnie, aż prowadzi to do silnych protestów opinii publicznej.
Mamy tam jeszcze cichego, zakompleksionego inspektora Lewina, który w pojedynkę rozwiązuje sprawę, ale wszystkie splendory przywłaszcza sobie Bäckström, zabierając wyniki śledztwa Lewinowi i mianując się głównym zwycięzcą. Pozytywnym akcentem jest, że w końcu nasz inspektor zostaje odwołany i za swoje grzeszki odesłany na boczny tor.
Ciekawym ilu w polskiej policji jest takich Bäckströmów, aroganckich i skrajnie niekompetentnych ważniaków, zgaduję, że sporo, ale nie czytałem jeszcze polskiego kryminału, w którym głównym śledczym był taki antybohater. Może taka książka istnieje (nie śledzę dokładnie polskich kryminałów) ale raczej wątpię; żeby stworzyć polskiego Bäckströma trzeba mieć jaja i talent, czego polskim autorom życzę.
Pokazuje poza tym Persson, że duże śledztwo to skomplikowana operacja biurokratyczno-logistyczna, wymagająca od kierujących nim dużych umiejętności organizacyjnych. Oto policjanci żmudnie przeczesują różne bazy danych, przesłuchują masę ludzi, trzeba tym wszystkim koordynować, zarządzać, wybierać istotne informacje i inicjować nowe poszukiwania. Wygląda to mało intrygująco, ale zdaje się, że taka jest rzeczywistość śledztwa.
Bardzo mocną stronę powieści Perssona jest warstwa obyczajowa: oto na przykład w trakcie śledztwa wychodzi wielka swoboda seksualna tamtejsza, wszyscy się parzą ze wszystkimi, w sumie, dlaczego nie?
Nie jest to tradycyjny kryminał, raczej rozgadana powieść obyczajowa, ale z pewnością Persson wart jest lektury.