Krzysztof Bielecki znany jest ze swoich niecodziennych publikacji. Jego książki potrafią zaskoczyć czytelnika, niejednokrotnie zdezorientować czy nawet pozostawić w zadumie z bardzo trafnym pytaniem na ustach: „o co tutaj chodzi?”. Taką właśnie książką jest także „Rezydencja”. Jej bohaterowie, T. oraz jego siostra, w dzieciństwie włamali się do tytułowej rezydencji, która w tamtych czasach była dla nich schronieniem. Od niej także zaczęło się zmieniać i kształtować ich dotychczasowe życie. Siostra T. odkryła tam swoją możliwość zjedzenia dosłownie wszystkiego, bez konieczności odchorowania tego. Zaczęło się od grzybów, pokrywających ściany wspomnianego budynku. Jej brat również ich spróbował, jednak dla niego skończyło się to nieco gorzej.
„A jeśli nie można przegrać z samym sobą, to czy to oznacza, że zawsze się wygrywa?”[s. 50]
Po kilkudziesięciu latach na drodze rodzeństwa staje Mistrz i Nieznajomy. Jeden pomaga T. rozwikłać istotę sekretu, który ten skrywa w swoim mieszkaniu, a drugi pragnie pomóc jego siostrze. Jednakże, jak to w książkach Krzysztofa Bieleckiego bywa, nic nie jest tym, na co wygląda. Każdy z bohaterów skrywa tajemnicę i niekoniecznie jest tym, za kogo się podaje, bądź uważa. Jaki zatem sekret skrywa T. w swoim mieszkaniu? Kim jest Mistrz? A kim Nieznajomy? W jakie tarapaty wpakowała się siostra bohatera? I jak to wszystko się skończy?
Autor po raz kolejny raczy nas książką, po której czytelnik ma mieszane uczucia. Niby nie jest to zła pozycja - jest dobrze i ciekawie napisana, jednak nie do końca można ją zrozumieć, przez co ciężko jest określić uczucia jakie ona wywołuje. Co prawda, autor w ciekawy sposób porusza w swojej książce kwestię stosunków międzyludzkich, jednak, moim zdaniem, poświęcono im zbyt mało czasu, (co jednak jest zrozumiałe patrząc na objętość tej pozycji), by wywrzeć większe wrażenie na czytelniku. Po przeczytaniu tej pozycji i odłożeniu jej na półkę, niestety zapewne zostanie ona zapomniana...
„Każdy ma w swoim życiu takie wydarzenie, które ukierunkowuje jego dalsze losy. Zastanawiamy się, kim byśmy dziś byli, gdybyśmy niegdyś postąpili inaczej. Jak potoczyłoby się nasze życie, gdybyśmy nie spotkali jakiejś osoby, nie poszli w jakieś miejsce albo nie podjęli jakiejś decyzji.”[s. 83]
Sama nie wiem, czy tę pozycję mogę komuś polecić. Nie ukrywam, że jest ona dziwna i częściowo niezrozumiała. Choć książkę tę czyta się lekko i szybko, a całość prezentuje się naprawdę dobrze, to nie zmienia to jednak faktu, że po jej skończeniu w głowie zostaje wrażenie niezrozumienia przekazu autora. Myślę, że najlepiej będzie, tak jak w przypadku „Rekonstrukcji” (której recenzję znajdziecie tutaj – KLIK), jeśli sami zadecydujecie, czy tak naprawdę chcecie sięgnąć po tę pozycję i zmierzyć się z tym, co serwuje autor, czy też nie, gdyż książka ta nie każdemu przypadnie do gustu. Decyzja należy zatem do Was. Ja tylko zaznaczę, że nie uważam czasu spędzonego z lekturą "Rezydencji" za stracony, aczkolwiek ubolewam, że nie w pełni potrafię zrozumieć opisaną w niej historię. ;)