Czytając „Aksamitnego królika” autorstwa Margery Williams poczułam się, jak Kubuś Puchatek. Dosłownie. I choć ani posturą, ani wyglądem zewnętrznym nijak go nie przypominam – bliżej mi bowiem do Maleństwa, Prosiaczka i Tygryska razem – to mówię szczerze. Trzymając tą książkę w rękach nagle stałam się grubiutkim Kubusiem. Na twarzy pojawiły mi się wypieki, serce zaczęło brykać, a w oczach mi aż iskrzyło. Czytając bajkę poczułam się, jak Puchatek, który zasiada do stołu z wielką łyżką w ręku i zabiera się do pałaszowania dzbanka miodu. Oczywiście ta łyżka jest zbyteczna, prowizoryczna, bo choć pod szyją zawsze ma zawiązaną serwetę by nie pobrudzić swojego futerka, to każdy sztuciec jest niepotrzebny. Nie wtedy, gdy Miś zabiera się za... miód. Bo Puchatki jedzą łapkami. Maczają je w złotej słodyczy, w tym niebie rozkoszy wyprodukowanym przez pszczoły i potem ową słodką łapkę oblizują mrucząc przy tym z radości. Bo ta słodycz na języku... I właśnie to Kubusiowe rozanielenie, to szczęście, to wszystko było we mnie i nadal jest.
Ale po kolei.
W Boże Narodzenie do domu pewnego Chłopca trafia Aksamitny Królik wypchany trocinami. Od razu widać, że nie jest to interaktywna, ruchoma zabawka z kluczykiem. Nie. Królik to przytulanka, podobnie jak Zamszowy Koń i wiele innych żyjących na swój sposób w tym pokoju. Pokój Chłopca stanowi dom dla wielu, wielu zabawek, które sprzątając upycha się dosłownie wszędzie. A nasz Królik widząc całą tą przestrzeń zaczyna marzyć o byciu Prawdziwym. Marzy wedle słów Konia, który wprowadził go w tajniki owej Prawdziwości. Z głaskania traci się plusz czy futerko, a gołe placki zaczynają straszyć. Do tego często przytrafia się poprucie szwów, zgubienie ogonka , czy urwanie ucha. Bycie Prawdziwym wiąże się z byciem brzydkim, ale to dowód na Prawdziwość – tego typu filozofie padają z ust Konia, filozofie rodem tych, jakie wygaduje rozbrykany Tygrysek w Stumilowym Lesie. Tej Prawdziwości bowiem pragnie Królik. Aż pewnego dnia...marzenie się spełnia.
Nie powiem nic więcej, nie zdradzę zabawek, nie pisnę ani słowa. Historię Aksamitnego Królika zachowam dla siebie dając innym radość z jej poznawania. Powiem jednak, że bajka jest niesamowitą publikacją skierowaną nie tylko – absolutnie nie! - do dzieci. Ona jest uniwersalna, ponadczasowa. Jest wieczna. Posiada siłę, którą przy każdym kolejnym czytaniu odkrywa się na nowo i na nowo. Co innego dostrzegasz przy pierwszym poznaniu, co innego wyłapujesz przy czwartym, nie wspominając już o kontemplacji podczas „entego” czytania. Ta powieść bowiem żyje zarówno na kartach książki, jak i poza nią. Promieniuje wiecznie żywym blaskiem. Po latach nadal kusi i magnetyzuje, czaruje czytelnika. Mnie wprost odurzyła swym pięknem i głębią, swoją wyjątkowością. Ślicznie wydana, z oryginalnie zachowanymi rysunkami stanowi rarytas literacki. Jest perłą, którą skrywa twarda okładka. „Otwórz mnie” - szepcze - „Otwórz i poczytaj...” .
„Aksamitny Królik” naszpikowany jest mądrymi słowami, które jednocześnie uczą dzieci, a dorosłych zmuszają do chwili zadumy. A gdy kończysz czytać masz ochotę iść do swojego pokoju, położyć się w swoim łóżku z podkulonymi nogami i poczuć, jak ogrania cię tętniąca szczęściem melancholia zmieszana z nostalgią. Chcesz zamknąć oczy i uśmiechnąć się do własnych wspomnień i do zabawek, jakie miałeś w swoim pokoju. I wtedy właśnie zastanawiasz się, czy i one marzyły o tym, by być Prawdziwe? Przecież... kochałeś je wszystkie po równo.
dziękuję sztukater