Książki Philippy Gregory mogę czytać w ciemno. Powieści historyczne uwielbiam, lubię również historię średniowiecznej Anglii, a tutaj się to wszystko zgrabnie ze sobą łączy i właściwie nic więcej mi nie potrzeba. Na „Kochanice króla” czekałam jednak długo. Zawsze udawało mi się trafić na jakieś inne powieści autorki… Jednak wszystko w swoim czasie – w końcu i „Kochanice…” zawitały na moją półkę – książka tak popularna, że doczekała się ekranizacji, chociaż ja filmu nie miałam okazji oglądać. Jakże się teraz cieszę z tego, że to książka pierwsza do mnie trafiła…
O czym są „Kochanice króla”. O ile ktoś jeszcze tego nie wie, powieść opowiada historię dwóch sióstr z rodu Boleynów i Howardów – Anny oraz Marii. Sióstr, które niemalże od urodzenia rywalizowały ze sobą o wszystko. Los zaprowadził je w końcu do tego, że zaczęły walczyć ze sobą również o względy króla, Henryka VIII Tudora. Najpierw Maria, jako jego ulubiona faworyta, podsunięta mu przez rodzinę, nie potrafiła jednak zatrzymać go przy sobie na dłużej, potem Anna, która rozkochała króla w sobie do tego stopnia, że unieważnił on swoje małżeństwo z Katarzyną Aragońską, by poślubić Boleynównę i koronować ją na królową.
Książka napisana jest z perspektywy Marii, to ona jest w niej narratorem, to przez nią właśnie możemy poznać klimat szesnastowiecznej Anglii, pełnej intryg, knowań, rywalizacji pomiędzy sobą, aby tylko zyskać jak najwięcej. Bo głównie o to chodziło rodzinie Anny i Marii, zajść jak najwyżej się da, choćby i po trupach, zyskać tyle, ile jest to możliwe. Doskonale Philippa oddała sytuację kobiet tamtej epoki – kobiet, które nie były traktowane po ludzku, raczej jak towar, jak karta przetargowa do tego, aby zdobyć władzę i bogactwo. Również Maria, jak i Anna nie miały do powiedzenia nic, musiały słuchać głowy rodziny i robić to, co im się rozkaże.
Anna i Maria nie były jednak w niczym do siebie podobne. Mimo że prawie w tym samym wieku, obie zostały kochanicami króla, Maria jest tu przedstawiona jako uległa niewiasta, z której zdaniem nikt się nie liczy, jednak zdecydowanie jako ta lepsza, kochająca swoje dzieci kobieta. Anna jest jej przeciwieństwem. Kobieta z charakterem, która wie, czego chce i nie cofnie się przed niczym, aby to osiągnąć – a jej celem nie są żadne półśrodki, ale to, co najwyższe i największe – korona królowej Anglii. Zmierzająca do celu choćby i po trupach, chorobliwie ambitna kobieta. Widać tu wyraźnie podział na dobro i zło… Przyznam szczerze, że nie raz miałam po prostu dość Anny, za chwilę nienawidziłam jej z całego serca i miałam ochotę rzucić książką o ścianę, ani na chwilę, może z wyjątkiem zakończenia, nie wzbudziła mojego współczucia.
Ale na uwagę nie zasługują tutaj tylko i wyłącznie siostry Boleyn. Bo równie godną uwagi postacią w tej książce jest sam król, Henryk VIII. Przede wszystkim kobieciarz, flirtujący z kim się da, do tego tyran, mogący każdego i w każdej chwili ściąć lub spalić na stosie za błahostkę. Spełniający swoje zachcianki zawsze i wszędzie, lubiący zabawę, turnieje, bale, jednak władca w każdym calu, który ogłasza się w końcu głową Kościoła, aby móc rządzić również na tym polu. Jednak najbardziej rzuca się w tej powieści jego natura kobieciarza, który, znudziwszy się żoną, nie będącej w stanie dać mu syna, zaczyna interesować się Marią; potem i Maria idzie w odstawkę na rzecz swojej siostry, a Ci którzy znają zakończenie historii wiedzą, że to jeszcze nie koniec.
Najbardziej podoba mi się u Philippy właśnie to, że tak barwnie potrafi przedstawić postaci, które wykwitają w naszej wyobraźni jak żywe dzięki opisom strojów, turniejów, w których biorą udział, uczt i balów. Niesamowite, że tak żywo można przestawić klimat tamtejszej epoki, tak szczegółowo opisywać stroje, suknie, nakrycia głowy, że mamy wrażenie, jakbyśmy sami uczestniczyli w tym wszystkim. Philippa jest niesamowita pod tym względem. Do tego opis królewskiego dworu, w którym pełno jest intryg, walki o władzę i wpływy – nie spotkałam się jeszcze z autorką, która tak jak ona potrafi tak to przedstawić, aby czytelnik nie miał ochoty w ogóle odkładać książki na półkę, tylko czytać, byle do końca. Powiem szczerze, że na początku objętość tej powieści trochę mnie odstraszała… potem jednak nie mogłam się od niej oderwać, aby ostatnie 200 stron przeczytać niemalże z wypiekami na twarzy.
Z czystym sumieniem wpisuję tę książkę na listę moich ulubionych. Nie sądziłam, że tak się wciągnę w całe to dworskie życie, które zaserwowała nam autorka, nie spodziewałam się tego w ogóle. Ta książka po prostu mnie zaczarowała – dosłownie, bo nie mogę do tej pory pogodzić się z tym, że mimo że to aż 700 stron, to minęły mi nawet nie wiem, kiedy. Że po prostu się skończyła. Ciekawa jestem, czy film jest równie dobry jak książka – pewnie okaże się niedługo.
„Szokująca historia dwóch sióstr, walczących o miłość króla” – opis na okładce woła do nas od pierwszego spojrzenia. Jednak dla mnie jest to przede wszystkim powieść o miłości, namiętności, zdradzie, a przede wszystkim walce o władzę za wszelką cenę, walce pełnej zawiści, brutalności, zemsty – powieść do tego pełna wspaniałych opisów, charakterystycznych dla Gregory, ale tak barwnych, że niemal prawdziwych… Polecam tę książkę z całego serca… nie zwracajcie uwagi na objętość – dla mnie i tak powieść wydała się być za krótka…
[
http://mojeczytadla.blogspot.com/2012/08/kochanice-krola.html]