Zakończenie trylogii nie spełniło moich oczekiwań. Mam wrażenia jakby ta część pisana była na kolanie. Żałuję, że tak to się niefortunnie skończyło, jednak ogólne wrażenie jest jak najbardziej pozytywne.
„Inteligent w roli kata.”
Troy sprzymierzone z nieznaczącym państewkiem Arkach atakują Cesarstwo Luan. Napad na cesarstwo to samobójstwo, jednak genialni politycy jak Biafra czy Zaan udowadniają, że wojny nie wygrywa się liczebnością wojska, a zagraniami taktycznymi i innowacyjnością.
„Taka to zawsze powie kocham cię w momencie ucinana głowy.”
Fabuła nie skupia się już na Achai (choć oczywiście to ona wciąż jest osią fabularną), a na konflikcie zbrojnym i co z niego wyniknie. Książka opowiada o tym jak wojnę widzi zwykły żołnierz, jak generał, a jak stojący z boku król. Rozdziały są poświęcone opisom potyczek, analizom taktyki i sposobowi rozmieszczenia wojsk. Dla mnie to było to bardzo ciekawe i jestem zadowolona z położonego na ten wątek nacisku. Tym samym Autor musiał ograniczyć uwagę poświęcaną innym tematom. Ostatnia część pozbawiona jest dyskursów filozoficznych Maga Meriditha z Wirusem. Zirytowało mnie to, ponieważ uważałam, że rozmowy na temat bogów, poznania, woli bożej itp. za największy atut tej trylogii. Ogromna szkoda.
Co jeszcze ograniczył? Ano puścił w zapomnienie niektóre postacie, zignorował niektóre wątki i ogólnie to, co było dla Pana Ziemiańskiego niewygodne usunął w cień.
Autor przedstawia prawdziwą wojnę – nie tę opiewaną w pieśniach i balladach, a tę realną razem z wszami, głodem, śmiercią, brudem i krwią. Książka pod tym względem jest naturalistyczna i Autor nie szczędzi nam dokładnych opisów smrodu ciał i oddawania moczu do napojów żołnierzy. Walki są dla mnie przedstawione bardzo autentycznie, bez półobrotów, piruetów, salt i innych głupot. Brak im może malowniczości ale jest prawda. Autor wręcz się śmieje z wyobrażenia, że wojna jest czymś chwalebnym i uświęconym.
Pochwalę raz jeszcze świat przedstawiony w tej serii. Cała rzecz dzieje się w równoległej rzeczywistości u schyłku antyku, gdy do lamusa odchodzą epickie potyczki szermierzy natchnionych, a następuje nowa epoka, w którym byle chłop może zastrzelić każdego, nawet wytrenowanego szermierza. Epoka, w której Nikt staje się Kimś. Nowe czasy, w których Nikt może odrzucić bogów i sam być panem.
Autor opowiada wydarzenia perspektywy współczesnego obserwatora. Wyjaśnia tamten świat, porównując go niekiedy do tego teraz nam znanego. Obecność Autora na kartach powieści jest bardzo przyjemnym zabiegiem, dzięki któremu czujemy większą z bohaterami i samym pisarzem.
Powtarzać się nie lubię i sądzę, że temat kreacji postaci wyczerpałam w poprzedniej recenzji, jednak ażeby przybliżyć jakoś ich specyfikę podkreślę, że główny amant powieści jest notorycznie pokryty własnymi wymiocinami, natomiast Achaję można uznać za pospolitą zabijakę. Dziewczyna płynie z prądem. Nie ma przed sobą celu, wykonuje jedynie rozkazy. Nie dąży do odkrycia tajemnicy, bądź wykonania jakiejś misji. Przyjmuje to, co daje jej życie. A raczej mierzy się z problemami, które wciąż się przed nią piętrzą.
O słownictwie wspominałam już wcześniej, dlatego rozwodzić się nie będę. Powiem tylko, że stylizacja języka jest genialna. Autor nie żałuję wykrzykników i wielokropków. Mnie to nie przeszkadzało. Bardzo ciekawe było scalenie krwawych opisów walk i słownictwa jak z rynsztoka z bombastycznymi przemówieniami i patetycznymi mowami. To bardzo dobrze świadczy o sprawności językowej Autora, skoro tak płynnie potrafi przechodzić z jednej specyfiki językowej do innej.
Jak już powiedziałam na początku spodziewałam się czegoś więcej.
No i jak ocenić tę książkę? Jak ocenić całą trylogię? Sama nie wiem. Ogóle wrażenie jest dobre, ale gdy przyjrzymy się bliżej części 3, widać braki, niedociągnięcia i inne niedoróbki.