Uwielbiam książki od Wydawnictwa Dragon i nie ukrywam tego ani troszeczkę! Od kryminałów, pełnokrwistych, genialnych, po przezabawne komedie kryminalne, a nawet obyczajówki. Do wyboru, do koloru i jeszcze ciężko wpaść na coś, co było by słabe. No właśnie... ciężko więc czy tym razem się, brzydko mówiąc, nie nadziałam?
"Kobieta w czerni" to trzeci tom przygód detektyw Jessici Daniel i nie będę Wam spojlerować co tam się dzieje w poprzednich częściach bo być może jeszcze nie czytaliście (a czy szybciutko nadrabiać, to dowiecie się za moment). Dziś opowiem Wam o tej konkretnej, trzeciej części.
Tym razem nasza detektyw musi sobie poradzić ze sprawą uciętych rąk bez palców. Nie jest to tak oczywista zbrodnia i nie ma od razu trupa,ale sami przyznacie, że intrygujące jest to, że na środku Manchesteru, gdzie przewijają się miliony ludzi, zostaje podrzucona ręka, która nie ma palca. Problem polega na tym, że poszlak brak. No, poza jedną, czyli nagraniem z monitoringu, na którym właśnie tytułowa kobieta ubrana na czarno podrzuca ową dłoń. Jak sobie z tym poradzi Jessica? Zwłaszcza, że brak wsparcia przełożonych. Dlaczego? To już musicie doczytać sami.
I tak oto złapałam w ręce kolejny kryminał. Powiem tak: oderwałam się na moment od tych, w których autorzy zapraszają mnie do małych miasteczek, dusznych, ciężkich i mrocznych, ale jednocześnie wśród milionów ludzi również można się tak poczuć. Nieznajomi, nie wiemy kto jest sprzymierzeńcem, a kto może okazać się bezdusznym mordercą. Co tak właściwie się dzieje i czemu kobieta pokazuje się monitoringowi (choć wiadomo, że jak nie widać twarzy czy znaków szczególnych to to nagranie na niewiele się zda). Punkcik ode mnie za tą "inność", za to, że to Manchesterun, a nie zapyziałe malutkie miasteczko! Coś innego, a jakże intrygującego!
Główna bohaterka. Pani detektyw dla mnie jest zagadką. W sporej części powieści, gdzie detektywami czy agentami FBI są kobiety, ja odnajduję świetną powieść pełną zwrotów akcji i chyba wolę kiedy właśnie to płeć żeńska odgrywa główne skrzypce. Nie powiem Wam skąd takie przekonanie bo być może to zależy od autora, nie od właśnie płci. Ale faktycznie moimi ulubionymi seriami są te, gdzie główną rolę odgrywa kobieta.
No i fabuła. Czy mi się podobało, czy nie? Czy warto przeczytać, kupić, a może tylko wypożyczyć bo okaże się, że to nie "to"? Według mnie jak najbardziej warto. To historia pełna akcji, zwrotów o sto osiemdziesiąt stopni i z zagadką. Ta jest dla mnie najważniejsza, bo bohaterowie owszem, są istotni, ale dla mnie jeśli książka się dłuży, nudzi opisami, to bohaterowie jej nie uratują. Oni dodają smaczku! W tym przypadku krok po kroku odkrywamy razem z detektyw Daniel kolejne elementy układanki, babrzemy się w przeszłości ofiar i choć nie jest przyjemnie, to niezwykle ciekawie.
Po prostu muszę powiedzieć, że to kryminał, na który czekałam z utęsknieniem. Każda tego typu seria jest dla mnie fenomenalną rozrywką bo, nie śmiejcie się, ale gdzie zagadka, a krew leje się strumieniami, tam się na szpilkach siedzi i razem z bohaterami poci nad rozwiązaniem sprawy, a kiedy dociera się do sedna to są dwie możliwości: albo rozpiera nas duma, że udało nam się wytypować mordercę i jednocześnie mamy lekki niedosyt bo książka okazała się być mniej lub bardziej przewidywalna albo na koniec opada nam szczęka do samej podłogi i należą się oklaski autorowi za wyprowadzenie w pole czytelnika. Sprawdźcie koniecznie czy w tym przypadku będziecie łapać szczękę w locie, gdy będzie spadała ku podłodze czy okażecie się lepszymi detektywami niż główna bohaterka ;)
A Wydawnictwu Dragon serdecznie dziękuję za egzemplarz! No cóż mogę rzecz... uczta czytelnicza to była!