"Niby kogoś często widzisz, wiesz, jak się nazywa, gdzie mieszka i co robi, ale kiedy spotykacie się na ulicy, nie ma podstaw, by ze sobą porozmawiać"
Zuzanna Gajewska to znana blogerka, promotorka czytelnictwa, która postanowiła spróbować swoich sił jako pisarz i stworzyć powieść kryminalną. Kryminał, to gatunek dość popularny w ostatnich latach, ale trudny i wymagający. Debiutującemu autorowi nie łatwo jest sprostać wymaganiom czytelników, bo na naszym rynku jest sporo autorów, wielu godnych polecenia, więc taki, którego nikt nie zna, ma przed sobą nie lada wyzwanie. Musi przedstawić taką historię, która wciągnie, zaangażuje i zachwyci czytelnika, by potem zechciał sięgnąć po kolejną książkę autora.
Lektura Burzy wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, chwilami wywołała nawet lekki uśmiech na twarzy i dała sporo do myślenia. Moim zdaniem, nie do końca jest to kryminał, pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że raczej powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym, która, pomimo że nie spowodowała opadnięcia mojej szczęki, to czytało mi się ją bardzo dobrze i z ogromną przyjemnością. Lubię, gdy oprócz dobrej zagadki kryminalnej, autor przedstawia wiele szczegółów z życia prywatnego bohaterów i tworzy ciekawe tło społeczne. Pomysł z umieszczeniem akcji w realnej miejscowości, którą łatwo znaleźć na mapie było strzałem w dziesiątkę, bo dodało to fabule realności. Moim zdaniem, tytuł powieści odzwierciedla nie tylko groźne zjawisko atmosferyczne, ale pełni też rolę przenośni. Każde z bohaterów, miało swoją burzę w życiu, która wiele zmieniła.
Marzena Tolak miała mieć wszystko, miała być sławna, miała zmienić swoje życie. Teraz przez krótką chwilę nawet była sławna, ale nie takiej sławy pragnęła. Teraz ludzie spotkali się na jej pogrzebie. Jedni z sympatii, inni z ciekawości. Może wśród tych gapiów jest także jej morderca? Burza, która namieszała w życiu mieszkańców Młynar, ułatwiła zabójcy bezkarne zniknięcie. Nikt nic nie widział, niczego nie zauważył, bo każdy był skupiony na ratowaniu własnego dobytku i przejęty szkodami, jakie wyrządził żywioł. Dodatkowo sprawę zabójstwa przyćmiewa tragiczna śmierć pasażerów autobusu, przygniecionego przez drzewo, przewróconego przez nawałnicę.
Ewelina Zawadzka, właścicielka zakładu pogrzebowego, matka czteroletniej Karolci, nie była bliską znajomą zamordowanej kobiety, ale tego feralnego popołudnia opiekowała się jej córeczką. Była też świadkiem kilku dziwnych zdarzeń, które zapadły jej w pamięć. Elbląskie prosektorium z powodu śmierci tylu osób na raz, nie było w stanie pomieścić wszystkich ciał, więc zwłoki blogerki Marzeny Tolak trafiają do zakładu Eweliny, której od początku ta zagadkowa śmierć nie daje spokoju. Kobieta jest zbulwersowana brakiem postępów w śledztwie, więc postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Dociekliwość Eweliny spowoduje, że na jaw wyjdą skrywane tajemnice, a ona sama znajdzie się w niebezpieczeństwie.
Mnożą się poszlaki, powiększa grono podejrzanych, a sprawcy wciąż brak. Mnóstwo tropów, które wskazują na coraz to inne osoby, chociaż w połowie książki miałam już swoje podejrzenia. Pomimo że wytypowałam zabójcę, to autorka próbowała jeszcze kierować moje podejrzenia na innych i były chwile, że nawet wątpiłam, czy mój typ jest prawidłowy.
„Burza” to solidnie napisana powieść, w której Zuzannie Gajewskiej udało się perfekcyjnie przedstawić specyfikę małomiasteczkowej społeczności. Społeczności, w której każdy zna każdego i o każdym ma coś do powiedzenia, a najmniej o sobie. Poruszyła zagadnienia, z którymi boryka się współczesne społeczeństwo i zmusza do refleksji. Hejt, niefrasobliwe umieszczanie informacji o sobie w internecie, toksyczne związki, chorobliwą zazdrość o czyjeś sukcesy, chęć zaistnienia w mediach za wszelką cenę. Oddani przyjaciele, którzy mogą okazać się zawistną jednostką, skłonną zniszczyć nas i zszargać opinię w imię źle pojmowanej sprawiedliwości. Pseudo przyjaciele, którzy żerują na naszej dobroci, a gdy postanowimy zakończyć ten układ, szukają sposobności, by się zemścić. Niegodne postępowanie znajomych, którzy dla rozrywki postanowią rozsiewać o nas plotki w realu lub internecie, myśląc, że to dobra zabawa, nie zdając sobie sprawy, jak wielką krzywdę mogą nam tym wyrządzić i wreszcie bezrefleksyjne umieszczanie osobistych informacji i zdjęć w sieci, które mogą ściągnąć na nas kłopoty.
Powieść czyta się przyjemnie z niekłamanym zachwytem i dużym zaangażowaniem. Narracja jest płynna i wszystko łączy się ze sobą w logiczny sposób, bez zgrzytów i bez pomięcia istotnych wątków. Jedyne co mnie mocno irytowało podczas czytania, to postępowanie głównej bohaterki, bo nie potrafiłam zrozumieć, jak cywilna osoba bez doświadczenia, może zajmować się sprawą zabójstwa, wściubiać swój nos w prowadzone śledztwo przez policję. Zastanawiałam się często, czy Ewelina była, aż tak spostrzegawcza i błyskotliwa, czy aż tak bezmyślna. Nie miała przecież pewności co do tego, czy morderca nie krąży po miasteczku, szukając kolejnej ofiary, a ona wciąż drążyła temat, wypytując ludzi o ich tajemnice. To, że w końcu zwróci na siebie uwagę mordercy, to była tylko kwestia czasu. Swoją niefrasobliwością naraziła na niebezpieczeństwo nie tylko siebie, ale także swoją rodzinę. A poza tym była tak bardzo skupiona na sobie i swoich potrzebach, że nie brała pod uwagę tego co może czuć i przeżywać jej partner.
Tak na koniec, zwód, jaki wykonuje główna bohaterka, nie jest mi obcy, gdyż spotkałam się już nim na kartach powieści Balsamistka, tyle że w przeciwieństwie do Amelii, Ewelina nie jest ani mroczna, ani tajemnicza. Swojska dziewczyna z sąsiedztwa, która oprócz zajmowania się godnym pochówkiem zmarłych, postanowiła wcielić się w rolę niefrasobliwego detektywa. Burza minęła, zaświeciło słońce, może następna będzie bardziej gwałtowna ?
" […] śmierć. Od zawsze miała nad nami przewagę. I nawet nie o to chodzi, że przyjdzie po każdego. W tym przypadku jej zwycięstwo było pozorne, przecież osobie, która umarła, jest już wszystko jedno. Dlatego śmierć pastwi się nad żyjącymi, zabierając im bliskich".
Książkę przeczytałam, dzięki uprzejmości Wydawnictwa Prószyński i S-ka
Ewelina Zawadzka, właścicielka zakładu pogrzebowego w Młynarach, samotna matka czteroletniej Karoliny, wiedzie spokojne i stabilne życie - aż do dnia, gdy podczas gwałtownej burzy koło dawnego młyna ...
Sympatyczna obyczajówka - zgoda. Ale kryminał bardzo nieporadny, ciągnięty na siłę. Naprawdę, trzeba pisać książki gatunkowe dlatego, że to jest modne? Autorka potrafi budować klimat i tworzyć sympatyczne postaci, i na tym powinna się skupić.
Powieść obyczajowa, bez wątku kryminalnego, bez wątpienia wypadłaby lepiej. Muszę się z Tobą zgodzić. Śledztwo prowadzone przez osobę nie mającą o tym zielonego pojęcia, to bardzo naciągane. Bez wiedzy i doświadczenia potrafiła odkryć sprawcę, a nie udało się to policji.
Panna Marple też była amatorką i lepiej jej to wychodziło ;-) Tu nie ma pomysłu na prowadzenie intrygi, a fałszywe tropy są tak przesadzone, że każdy by się domyślił, że to ściema. Ten gatunek autorka powinna sobie odpuścić. W obyczajówce sobie radzi.
Ewelina Zawadzka, właścicielka zakładu pogrzebowego w Młynarach, samotna matka czteroletniej Karoliny, wiedzie spokojne i stabilne życie - aż do dnia, gdy podczas gwałtownej burzy koło dawnego młyna ...
” Praca jest najlepsza na doły, nawet jeśli twoim zajęciem jest opieka nad zmarłymi.” (str.225) Akcja powieści dzieje się w małej miejscowości Młynary. Toczy się tu leniwie życie, niewiele się dzi...
W czasie burzy ludzie mają inne problemy na głowie, niż morderstwo. A takowe wydarza się dokładnie, gdy nad Młynarami strzelają pioruny. Policja niezbyt przejmuje się tym wydarzeniem. Ma inne zadanie...
@adam_miks
Pozostałe recenzje @gala26
𝗭𝗮𝗴𝗺𝗮𝘁𝘄𝗮𝗻𝗲 𝗿𝗲𝗹𝗮𝗰𝗷𝗲
Dla nikogo chyba nie jest tajemnicą, że Małgorzata Rogala należy do grona moich ulubionych autorek. Uwielbiam jej styl pisania i historie, które tworzy. W każdej z nich ...
𝑅𝑎𝑘 to historia stalkera z Tindera, który przez czternaście lat oszukiwał i wykorzystywał kobiety, czując się całkowicie bezkarny. Manipulował ludźmi, aż do momentu, gdy...