"List z przeszłości" to intrygująca powieść reprezentująca literaturę obyczajową z wyższej półki, wymagająca poświęcenia czasu i niekiedy mocniejszego wytężenia umysłu, aby nadążyć za zwrotami akcji i zmieniającymi się jak w kalejdoskopie czasem i przestrzenią wydarzeń. W porównaniu z mistrzyniami gatunku, takimi jak Kate Morton, pióro autorki wypada nieco słabiej, co jest zasługą wykreowania nadzwyczaj irytującej głównej bohaterki - Lexi i braku w niektórych momentach płynności przechodzenia z wątku na wątek. Mimo to, do samego końca książka utrzymała mnie w niepewności co do wyjaśnienia całej intrygi i przyznaję, nie przewidziałam tego, co wymyśliła autorka dla swoich bohaterów w końcówce.
Podróż statkiem z Wielkiej Brytanii do afrykańskiego Malawi łączy losy trzech młodych kobiet, które spotykają się na jego pokładzie po raz pierwszy. Chociaż pochodzą z różnych sfer, kolonialna Afryka daje im nowe możliwości i szansę na odcięcie się od konwenansów. Nawiązane przez kobiety przyjaźnie i znajomości dadzą im zarówno szczęście, jak i przysporzą wielu kłopotów. O tym, jak potoczą się ich losy, dowiadujemy się z retrospekcji i urywkowych, skrywanych przez lata wspomnień. Wszędzie czają się sekrety i niedomówienia, a nawet groźba śmierci, bo nie wszyscy z poznanych przez przyjaciółki ludzi okażą się aniołami. A z mrokami przeszłości przyjdzie zmierzyć się Lexi Shaw - skromnej nauczycielce, wychowywanej przez samotną matkę, która ginie w wypadku, a jej wieloletnia prawna opiekunka umiera niemal w tym samym czasie, zostawiając dziewczynie w spadku swoje interesy, które zawiodą Lexi do afrykańskiego Malawi i na szkockie wrzosowiska. I wystawią na próbę wszystko to, co dotychczas o sobie wiedziała.
Lexi jest chaotyczna i irytująca. Chociaż powinno się jej współczuć, bo przeżywa żałobę, to jednak uważam, że nie usprawiedliwia ona jej poczynań w stu procentach. Spontaniczny wyjazd do Afryki po dowiedzeniu się o spadku w Malawi akurat się bohaterce chwali, natomiast będąc w posiadaniu dokumentów, które mogłyby jej wiele wyjaśnić, Lexi woli wylegiwać się w hotelu, popijać mrożoną herbatę i czytać je bardzo powoli i na wyrywki. Chwilami miałam ochotę ją udusić, bo sama od razu rzuciłabym się w wir poszukiwań i czytania papierzysk, aby zbliżyć się do prawdy o własnych korzeniach. Czasami perypetie bohaterki były jak żywcem wyjęte z komedii z Leslie Nielsenem, a ona nieświadoma podstępu, pchała się prosto w paszczę lwa. Zastawiający pułapkę okazuje się partaczem, Lexi unika niebezpieczeństwa, nawet o tym nie wiedząc i dalej brnie w poszukiwania przerywane obowiązkową drzemką. Irytujące do granic.
Dużo ciekawiej mają się wątki z przeszłości, opowiadające historię wielkich miłości, namiętności, zdrad i zbrodni, za które niektórym przyszło płacić naprawdę ogromną cenę. To chwytający za serce melodramat, w którym każdy wybór prowadzi do tragedii. Gdyby powieść skupiła się tylko na wydarzeniach sprzed lat, a dodatkowo ubarwiona była jeszcze obszerniejszymi opisami życia w Malawi w latach 40. XX wieku, to byłabym zachwycona.
Zakończenie książki, tak jak już wspomniałam, nieco mnie zaskoczyło i choć wydaje się być klamrą spinającą wątki, to jednak mam pewien niedosyt. Śmiało można pokusić się o kontynuację, by sprawdzić, czy Lexi rzeczywiście odnajdzie się w swojej nowo odzyskanej rodzinie i czyje geny w niej zwyciężą. Rzadko kiedy po lekturze odczuwam chęć dopisania dalszego ciągu po swojemu, a w tym przypadku tak właśnie jest. Uważam, że biorąc małą poprawkę na irytującą postać Lexi, książka jest powieścią godną polecenia.