Trzecią część serii autorstwa pani Harris przeczytałam już z zasady - zaczęłam przygodę z Sookie, więc chciałam ją skończyć (co będzie trochę trwało - dziesięć tom to trochę sporo:). Jak w przypadku książki "U Martwych w Dallas" okładka jest związana z serialem, do czego już się przyzwyczaiłam - zwłaszcza, że bardziej urzekła mnie ekranizacja powieści na ekranie komputera, niż w postaci takiej jak powyżej.
Sookie Stockhouse ma problemy z facetami, a właściwie jednym. Bill stał się nieobecny duchem i niezbyt zaangażowany w związek ostatnimi czasy. Co więcej, oświadcza, że musi wyjechać w interesach, które prawdopodobnie są tylko przykrywką dla jakiejś o wiele poważniejszej sprawy. Po nieudanej próbie uprowadzenia Sookie przez wilkołaka, szef Billa, Eryk, zdradza dziewczynie, że jej ukochany znalazł się pod wpływem swojej eks, seksownej wampirzycy Loreny, i został porwany. Prosi również Sookie o odnalezienie i uwolnienie Billa…
Do tej książki zabrałam się z wielkim optymizmem i naprawdę miałam ochotę ją przeczytać. Ale ta część nie zachwyciła mnie aż tak bardzo, jak druga. Już po pierwszych stronach byłam przekonana, że wiem, jak się wszystko skończy i potoczy. Wydawało mi się, że autorka każdą książkę (jak dotąd przeczytałam jedynie trzy) pisze według określonego schematu i niby nie ma w tym nic złego, ale w tym przypadku to strasznie raziło i momentami denerwowało. Chodzi tutaj przede wszystkim o język - Harris słynie z prostego, współczesnego i niezbyt wymagającego pióra, które w "Klubie martwych" przeszło na stopień wręcz banalny i irytujący. Same wypowiedzi postaci pozostawiały wiele do życzenia.
Co do samych bohaterów: ta sama dzielna, odważna i biedna Sookie Stackhouse, która w każdej książce traci zadziwiającą część garderoby. W trakcie czytania zastanawiałam się, ile ona musi mieć blizn na ciele. Uwielbiam autorkę za to, że zbytnio nie zagłębia się w umysł i przemyślenia głównej postaci, co daje świetne orzeźwienie, bo samo jej zachowanie potrafi czasami człowieka przybić do ściany. Dowiedziałam się również gdzieś, że w tej części miało być więcej Erica (czyli najbardziej barwnego bohatera), a przede wszystkim znacznie więcej scen pomiędzy nim a panną telepatką. Zawiodłam się jednak, bo pomiędzy jedną sceną prawie seksu a kilku zamienionych dwuznacznych zdań i propozycji - nic szczególnego nie było.
Mimo, iż słynnego Billa nie był tutaj zbyt wiele - powrócił, uratowany oczywiście przez swoją 'dziewczynę', która poturbował i zgwałcić(jedne z ciekawszych motywów, za co dziękuję Charlaine Harris), to zaczął mi działać na nerwy, bo jestem z tych osób, które uważają, że Sookie powinna pójść na całość z Erickiem. Pojawił się również mój kochany Bubba, który rozweselał całe towarzystwo i pokazał w końcu, że na coś jest przydatny. Pam również miejscami 'migała' w książce - chyba bardziej lubię postacie epizodyczne, niż te główne; wydają mi się one bardziej interesujące, być może dlatego, że tak mało o nich wiemy.
Miałam nadzieję, że może po "Klubie Martwych" zdecydowanie przerzucę się na serię, a nie będę wiernie trwała przy serialowi, ale niestety tak się nie stało. Nadal uważam, że ekranizacja jest dużo lepsza, bardziej przejrzysta, interesująca i pokazuje wszystkie ciekawe aspekty z historii Harris, które zmienia na lepsze.
Pomimo wielu minusów - książkę czyta się lekko, szybko i przyjemnie - już przymykając oko na słabe dialogi i niezbyt interesującą fabułę. Uważam, że to wspaniała odskocznia i polecam tym, którzy z niecierpliwością czekają na trzeci sezon serialu "Czyta Krew".