Agnieszka Jeż jest absolwentką filologii polskiej i bałtyckiej na Uniwersytecie Warszawskim. Od lat związana jest z branżą wydawniczą. Ma na swoim koncie ponad dwadzieścia powieści w różnych gatunkach.
W Krempnej, małej wsi w Beskidzie Niskim dochodzi do niecodziennej zbrodni. Marcin Stryjkowski – dziennikarz, spędza upojne dni z kochanką w domku teściów na odludziu. Wczesnym rankiem kochanka zostaje zamordowana, a jej ciało w potoku górskim znajdują młodzi turyści. Podejrzanym od razu staje się dziennikarz, a zaraz potem jego zazdrosna żona. Kiedy zostaje zamordowana kolejna kobieta, sprawa się komplikuje, a liczba podejrzanych zamiast maleć, zwiększa się. Śledztwo prowadzi podkomisarz Piotr Durlik, a także dziennikarz, który nie spocznie, dopóki nie dowie się prawdy. Podkomisarz stara się ustalić, czy ofiary miały jakiś wspólny mianownik i czy mógł on być przyczyną ich śmierci. Jakie są motywacje tego, kto pozbawia kobiety życia, i zostawia na ich ciałach swój „podpis”? Czy istnieje związek między tymi śmierciami a nieszczęśliwym wypadkiem, który wydarzył się tu rok wcześniej?
Nie znałam twórczości Agnieszki Jeż od jej kryminalnej strony i muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona. Autorce udało się stworzyć historię, która wciąga od samego początku i trzyma w napięciu do końca. Rozpoczyna się dość niewinnie, bo od zdrady męża, ojca rodziny i dziennikarza Marcina Stryjkowskiego, której dopuszcza się z panią historyk z Krakowa. Zaraz potem dzieje się coś, co zmienia bieg akcji o 180 stopni i nie pozwala już się od tej pozycji oderwać. Kochanka dziennikarza zostaje zamordowana. Sprawa byłaby prosta, bo szybko zostaje zatrzymana osoba podejrzana, która ma motyw i przebywała w tym dniu w okolicy miejsca zbrodni. Okazuje się jednak, że morderca zabija dalej. Śledztwo w sprawie równolegle prowadzą podkomisarz Piotr Durlik i na własną rękę Marcin Stryjkowski. Ten pierwszy błądzi jak dziecko we mgle, miota się, bo przełożeni chcą szybkich wyników, a jemu intuicja podpowiada (słusznie zresztą), że kolejne zatrzymane osoby nie są tymi właściwymi. Drugi wydaje się być bardziej skuteczny. To on podsyła podkomisarzowi tropy, on działa i on obrywa, mieszając się ciągle w nieswoje sprawy. Byłby z nich całkiem udany duet, bo dobrze się uzupełniają. Jednak w powieści pracują osobno, a ich ścieżki przecinają się w kluczowych momentach. Fajnie się czyta tę powieść. Jest dynamiczna, napięta i nieco niepokojąca. Akcja rozgrywa się w fajnym, bardzo klimatycznym miejscu. Beskid Niski, wieś zapomniana przez Boga i ludzi w sumie też. Żyje tu niewielu mieszkańców, a jedynie jedna rodzina pochodzi z tych ziem. Reszta to przyjezdni. I ta hermetyczna społeczność i krajobrazy, wśród których wszystko się rozgrywa, stanowią doskonałe tło toczących się wydarzeń. No lepiej autorka nie mogła wybrać. Cisza, spokój i góry. Idealne otoczenie.
Przy okazji można sporo dowiedzieć się o historii tych ziem, co jest dodatkowym atutem w powieści. Ta historyczna część nie nuży, wywołuje zainteresowanie. Tak duże, że zapragnęłam dowiedzieć się o tych ziemiach trochę więcej. Jeśli chodzi o wątek kryminalny, niczego tej powieści nie brakuje. Są trupy, jest dynamiczne śledztwo, są liczni podejrzani, a ich liczna zamiast maleć z biegiem akcji rośnie. Nie można w związku z tym zbyt szybko domyślić się, kto jest sprawcą i dlaczego zabija. A już na pewno nic nie wskazuje na właściwą osobę, bo autorka skutecznie myli tropy, wodzi czytelnika za nos, podsuwa niejednoznaczne wskazówki. Ciekawy jest wątek zdrady, którym zresztą rozpoczyna się ta powieść, a który wybrzmiewa z jej kart co jakiś czas. Fajnie wpleciony został wątek uniwersyteckiej stacji badawczej i wydarzeń, które działy się w tej miejscowości rok wcześniej, a także znalezionej przy słowackiej granicy, rozszarpanej przez niedźwiedzia turystki. Wszystko to jest bardzo interesujące i umiejętnie połączone z głównym wątkiem. Samo śledztwo ma w moim odczuciu dobre tempo, jednak przeplatane jest przemyśleniami bohaterów na temat sprawy i nie tylko, co nie każdemu może się spodobać. Jeśli chodzi o bohaterów, jest ich wielu. Każdy z nich został przedstawiony na tyle dokładnie, na ile wymaga tego fabuła. Detektyw jest ciekawą postacią, o której prywatnym życiu nie dowiadujemy się zbyt wiele, a szkoda, bo chciałabym poznać go lepiej. Do dziennikarza nie zapałałam początkowo zbytnią sympatią z powodu romansu, jednak bohater ten zyskuje podczas dalszej lektury. To uparty, konsekwentny, dążący do odkrycia prawdy za wszelką cenę człowiek. Nie mogę jednak nadal przekonać się do jego żony. Być może z powodu tego, jak wątek zdrady został rozwiązany, a może po prostu nie dała się zbyt dobrze poznać. Sama nie wiem. Jeśli chodzi o konstrukcję powieści, mam jeden zarzut. Otóż, rozdziały nie są zbyt długie, ale występuje w nich czasem kilku narratorów i nie zawsze łatwo jest domyślić się, z czyją kwestią w danej chwili mamy do czynienia. Szczególnie denerwujące jest to, kiedy osoba nie jest wskazana wprost, snuje jedynie swoje przemyślenia czy wspomnienia z dzieciństwa i trzeba się domyślać. Poza tym jest naprawdę dobrze, bo powieść wciąga i można pochłonąć ją w zastraszająco szybkim tempie.
Jeśli chcecie dowiedzieć się, co dokładnie wydarzyło się „W cieniu góry”, kto za tym wszystkim stoi i jaki miał motyw, polecam zapoznać się z powieścią. Jest dość lekka jak na kryminał, z ciekawymi wątkami obyczajowo-historycznymi i niesamowicie klimatyczna. Warto przeczytać!