''Nieszczęście zdarło z nas maski i nie poznawaliśmy się wzajemnie''
Znacie takie powiedzenie, że ''każdy sądzi według siebie'' ? To właśnie zdanie nie opuszczało moich myśli przez cały czas czytania tej książki. Opowieść tę, jako narrator, snuje pewien starzec po sześćdziesiątce poważnie chory na serce. Opowiada ją w formie pisanego przez siebie listu, który urasta do swoistego pamiętnika, który chce zostawić żonie po swojej śmierci. Bardzo smutna to historia i mnie było smutno kiedy ją czytałam. Zadziwiające i wprost niewiarygodne jak człowiek sam sobie potrafi wmówić pewne rzeczy, sam siebie zaprogramować na nienawiść, sam sobie założyć przysłowiowe klapki na oczy i widzieć tylko to, co widzieć się chce.
Chwała autorowi za tak precyzyjne i perfekcyjne stworzenie postaci owego staruszka, byłego adwokata, którego najpiękniejszą myślą jest to, ile ludzi ma w garści i iloma z nich może manipulować. Moja wyobraźnia podsunęła mi obraz zgarbionego starca z monoklem osadzonym na jednym oku, z wysuniętym niemal spiczastym podbródkiem i kościstymi długimi palcami. Toczącego dookoła swoim pełnym nienawiści wzrokiem, powodującym, że wszyscy wokoło truchleją i starają się nie znaleźć w zasięgu tego bazyliszkowego spojrzenia. Krogulczy starzec w swoim liście - monologu zwraca się do żony Izabeli, z której drwi i osądza, jakoby wyszła za niego dla pieniędzy. Wytyka jej różne ''zbrodnie'' grzechy i zaniechania. Można powiedzieć, że nie zostawia na niej przysłowiowej suchej nitki w bulgoczącym bagienku zarzutów.
Także samo opisuje swoje dzieci, wnuki, współpracowników. Po prostu według niego wszyscy są źli i wszyscy go nienawidzą. Jaki jest on sam ? Niektórzy psychologowie, którzy zajmują się swoimi pacjentami bardziej holistycznie, twierdzą, że nie lubimy u innych ludzi dokładnie tego samego czego u siebie mamy również w nadmiarze, czasem zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. Czy tak rzeczywiście jest ? W przypadku Ludwika, bogacza, zatwardziałego ponuraka i byłego adwokata, to się doskonale sprawdza. Jednak czy on sam w końcu to zauważy ? Czy potrafi i zdąży coś jeszcze z tym zrobić ?
Przeczytajcie, zdecydowanie warto, dla zastanowienia i być może zweryfikowania własnych osądów innych ludzi. Książka nie jest pisana jakimś wyrafinowanym językiem. Wręcz miejscami nie stroni od epitetów wątpliwej wartości i literackiej i etyczno - moralnej, jednak w tym wypadku jest to doskonale wpasowane w treść i adekwatne do opisywanych sytuacji.
Jeszcze jedna moja refleksja. Dopiero po przeczytaniu książki szperając w necie, by dowiedzieć się czegoś więcej o autorze, znalazłam wzmiankę, że ''François Mauriac zaliczany jest do najwybitniejszych przedstawicieli pisarzy katolickich XX wieku''. Byłam pozytywnie zaskoczona, oto pisarz katolicki, który nie epatuje nachalnie swoją wiarą, nie umieszcza w swojej opowieści co drugie zdanie słowa '' Bóg '' wyobracanego na wszystkie możliwe strony i przypadki jak nie przymierzając, inna znana " katolicka" pisarka, można ? Można. Można pokazać Boga i wiarę w niego, pięknie i subtelnie. Ciche i pokorne modlitwy Izabeli, jej niezachwiana wiara, mimo drwin męża. Oto co mnie przekonuje bardziej niż tysiąc ''bogów'' w jednej z książek, wspomnianej katolickiej pani pisarki. Reasumując, polecam, doskonale opisany rozpad rodziny, która rodziną jest właściwie tylko na papierze i w dokumentach prawnych.