Jak tylko sięgnięcie po „Dolinę Mulberry” będzie mieć poczucie, że to coś wyjątkowego. Ciepła, otulająca opowieść o małomiasteczkowej społeczności i wyjątkowej miłości, która niespodziewanie staje u drzwi.
To moje pierwsze spotkanie z autorką, i już wiem skąd te zachwyty i porównania do pióra Nory Roberts i Nicholasa Sparksa, czyli króla klasycznego romansu.
Denise Hunter stworzyła niesamowitą w swojej prostocie historię, przez którą po prostu się płynie. Sympatyczne postacie, okolica, którą od razu można sobie wyobrazić, to tylko niektóre z atutów powieści.
Avery Robinson to młoda lekarka, która prowadzi klinikę w Riverbend. Jedyną w okolicy. Dlatego też jej życie kręci się głównie wokół pracy. Kobiecie to jednak nie przeszkadza, ponieważ jakiś czas temu postanowiła, że nie założy rodziny, z istotnych dla siebie powodów.
Wes, to mężczyzna, którego życie nie rozpieszczało. Trudne dzieciństwo, długi do spłacenia, śmierć najlepszego kumpla... to tylko niektóre z jego bolączek.
Kiedy losy bohaterów przecinają się, wiemy, że będą musieli przewartościować swoje życie na nowo.
„Dolina Mulberry” to drugi tom serii „Romans w Riverbend”, jednak można czytać go bez znajomości pierwszej części. Polecam jednak zapoznać się z całością, gdyż to naprawdę świetna lektura, która na pewno Was urzecze. Ja planuję w najbliższym czasie to nadrobić.
Historia Avery i Wesa to świetny romans. Opowiada o przeciwstawianiu się losowi, o walce o własne szczęście, ale także o lojalności i przyjaźni.
Relacja pomiędzy głównymi bohaterami, mimo że rozwija się dość szybko, jest autentyczna i piękna. Oboje muszą otworzyć się na miłość. Co nie jest łatwe, biorąc pod uwagę ich doświadczenia.
Wątki poboczne, dotyczące postaci drugoplanowych sprawiają, że całość jest bardzo spójna i nakreśla realne życie, w tak malej społeczności. Cała rodzina Robinsonów staje się czytelnikowi bardzo bliska, a relacja między Avery i Wesem to wisienka na torcie.
Pomimo tego, że jak przystało na romans, historia jest przewidywalna, zupełnie nie przeszkadza to w odbiorze. Mam wręcz wrażenie, że daje czytelnikowi poczucie bezpieczeństwa, co jest przecież cudownym uczuciem.
Jeżeli nie mieliście okazji zapoznać się z twórczością autorki, szczerze polecam. Ja zostałam urzeczona i na pewno jeszcze nie raz sięgnę po jej powieści. A zacznę nadrabianie już niedługo od „Przełęczy Riverbend”, czyli pierwszego tomu serii. Kto dołączy?
#wspolpracareklamowa @wydawnictwodreams