Zmarłego w 1983 roku Rossa MacDonalda śmiało można uznać za klasyka czarnego kryminału, godnego kontynuatora Chandlera i Hammetta, chociaż pisze w zupełnie innym stylu. Jego najlepsze książki były publikowane w Czytelniku i Iskrach w latach 70. i 80., ostatnio wydawnictwo Saga Egmont wydało kilka kryminałów w formie audiobooków, mam nadzieję, że za tym pójdą książki i ebooki, bo MacDonald z pewnością na to zasługuje.
Bohaterem powieści MacDonalda jest kalifornijski prywatny detektyw Lew Archer, człowiek uczciwy, przestrzegający wysokich standardów pracy, samotny wilk, który po prostu lubi swoją pracę, mimo, że nie przynosi mu kokosów. Nie ma ubezpieczenia zdrowotnego, więc gdy w tej książce zostaje ciężko pobity przez gangsterów, to koszty leczenia na szczęście pokrywa jego klientka, ale w sumie gość prowadzi ryzykowne.
W tej książce Archer zostaje zatrudniony przez superbogatą wdowę w Kalifornii panią Galton, aby odnalazł jej syna zaginionego 20 lat temu, z którym rozstała się w gniewie. Brakuje jakichkolwiek śladów zaginionego, sprawa wygląda na wyrzucanie pieniędzy w błoto, ale klientka dobrze płaci...
A potem bardzo szybko akcja przyspiesza, mamy morderstwo w domu adwokata pani Galton, nieoczekiwanie odnajduje się wnuk klientki, jak zwykle u MacDonalda, obecne śledztwa bardzo związane są z tym, co się wydarzyło w dalekiej przeszłości, a przy okazji prowadzenia obecnej sprawy nasz bohater rozwiązuje zagadkę morderstwa sprzed lat. Fabuła pełna jest zwrotów akcji, czasami trudno się w tym połapać, a zakończenie jest nieoczekiwane.
Największym walorem książki MacDonalda jest realistyczna kronika życia w Kalifornii, tym superbogatym stanie, pełnym ludzi, którym wciąż czegoś brakuje do szczęścia. Oto Archer melduje się w hotelu i zauważa: „Recepcjoniści zawsze albo się pną w górę, albo spadają coraz niżej. Ten był w starszym wieku i najwyraźniej staczał się w dół.” Chce się dodać: nie tylko recepcjoniści, prawie wszystkie postaci z jego książek albo idą do góry, albo spadają. Potem Archer udaje się z wizytą do lekarza i „Drzwi otworzyła mi kobieta mniej więcej sześćdziesięcioletnia. Miała niebieskawo-siwe włosy i wyraz twarzy, jaki się rzadko obecnie widuje — wyraz osoby nie rozczarowanej życiem.” No właśnie, prawie wszystkie inne osoby z kart książek MacDonalda, są w ten lub inny sposób rozczarowane życiem.
Mamy tam jeszcze parę pysznych portretów: bogata staruszka przez lata niewychodząca z sypialni, bo wmawia sobie różne choroby; tani cwaniak mający wciąż wspaniałe pomysły jak zarobić wielkie pieniądze, ale gdy dostaje gotówkę do ręki, to zaraz ją przepuszcza; człowiek sukcesu żeniący się z dużo od niego młodszą modelką, która zamienia jego życie w piekło. Cóż, życie w Kalifornii lekkie nie jest...
Słuchałem audiobooka w dobrym wykonaniu Tomasza Ignaczaka.