Gdy sięgałam po tę książkę już mniej więcej wiedziałam jak będzie wyglądał początek mojej recenzji. Planowałam wspomnieć o tym, że już kiedyś miałam okazję spotkać tego sympatycznego stworka i przypomnieć Wam pierwszą część tej serii pt. "Yoko. Mój wyjątkowy przyjaciel". No właśnie. Pierwszą część?? Chyba nie zupełnie...
Książka zatytułowana "Kim jest Yoko?" nie jest ani drugą, ani żadną inną częścią z serii. Ba, w zasadzie to nawet nie seria, choć tak naprawdę te lektury mają ze sobą bardzo wiele wspólnego. Ten sam autor, ci sami bohaterowie... Tylko problem w tym, że w pewnym sensie to ta sama książka! Nie ma tu co prawda tej samej treści. Yoko i dwójka dzieciaków, których miał okazję spotkać na swej drodze, czyli Pia i Lukas przeżywają tu zupełnie inne przygody. Dlaczego więc mówię, że to to samo? Bo w tej książce wszystko dzieje się na nowo, tylko inaczej. Pia spotyka Yoko po raz pierwszy ale w zupełnie innych okolicznościach. I przygoda całej trójki również jest zupełnie inna.
Tym razem książka rozpoczyna się w momencie, gdy kłusownik wraz z Yoko przylatuje samolotem do domu. Na lotnisku, po bezproblemowym przejściu całej kontroli mężczyzna postanawia wypuścić zwierze z klatki. Jednak nasz mały Yoko, choć uznawany powszechnie za pieska mimo wszystko wzbudzał spore zainteresowanie. Szczególnie dlatego, że miał mocno związane łapy i pysk zaklejony taśmą. Takie nietypowe traktowanie zwierzęcia nie uszło uwadze ludzi dookoła. Wreszcie jakaś starsza pani postanowiła zwrócić uwagę właścicielowi nietypowego zwierzęcia. A ponieważ kłusownik nie chciał za bardzo rzucać się w oczy i wzbudzać zainteresowania swoją osobą ochrony lotniska postanowił rozwiązać zwierzę. Yoko tylko na to czekał. Gdy tylko więzy zostały przecięte rzucił się do ucieczki. A dzięki temu, że był sprytny, szybki i zwinny - udało mu się czmychnąć.
Biegł bardzo długo bojąc się, że kłusownik podąża w ślad za nim. Dopiero po dłuższym czasie, gdy stwierdził, że nikt go nie goni pozwolił sobie na odrobinę wytchnienia. Położył się więc w trawie, by odpocząć. I tak znalazła go Pia. Dziewczynka nie miała pojęcia kim jest ten dziwny stworek, ale z miejsca zrobiło jej się go żal. Postanowiła się nim zaopiekować i tak Yoko trafił do jej domu. Oczywiście w sekrecie przed rodzicami trafił do jej domu. No i przez cały czas Pia zastanawiała si kim jest to dziwne stworzenie. Niby podobne do psa, lub niedźwiadka, ale zachowuje się zupełnie jak mały człowiek. A może to małpka? Trudne pytanie... W poszukiwaniu odpowiedzi pomoże jej przyjaciel Lukas. Ale wierzcie mi, że to nie łatwe zadanie. Tym bardziej, że kłusownik jest nie daleko. I przez cały czas poluje na naszego małego, futrzanego przyjaciela...
Jeśli czytaliście książkę, którą wspominałam na początku, lub chociaż mieliście okazję przeczytać jej recenzje, którą jakiś czas temu zamieszczałam na naszym blogu, to z pewnością już się zorientowaliście o co mi chodziło. Z pewnością dostrzegacie szereg podobieństw w tych dwóch historiach, ale także zdajecie sobie sprawę, że właśnie czytacie o spotkaniu dokładnie tych samych osób lecz w zupełnie innych okolicznościach. Tak jakby tamte wydarzenia nie miały miejsca, a teraz nowa Pia i nowy Lukas poznają nowego Yoko i od nowa próbują ratować go z rąk chciwego kłusownika. Trochę to zakręcone prawda?
Już nie raz byłam zaskoczona zagłębiając się w treść jakiejś książki. Często zdarzało mi się oczekiwać czegoś zupełnie innego po czym okazywało się, że jej autor miał inną koncepcję na przygody jej bohaterów. Jednak ta lektura przeszła samą siebie. Na początku myślałam, ze Yoko został schwytany po raz drugi i ponownie spotyka swoja stara przyjaciółkę. Dopiero, gdy okazało się, że Pia nie ma pojęcia z kim ma do czynienia - zorientowałam się, że coś tu jest nie tak. Zresztą nie tylko ja, bo moja córeczka również pamiętała tego futrzanego przyjaciela i była nie mniej zdumiona ode mnie.
Ale wiecie co? To wcale nas nie zniechęciło do lektury. Wręcz przeciwnie! Przeczytałyśmy tę książkę w dwa wieczory, tak bardzo byłyśmy ciekawe jak tym razem potoczą się losy Yoko i jego przyjaciół. Muszę przyznać, że przy tym opowiadaniu również świetnie się bawiłyśmy i nie raz uśmiech gościł na naszych twarzach. Mojej Ali najbardziej podobał się fragment z wizytą w zoo ;) Mała śmiała się w głos. A ja przez cały czas podziwiałam talent autora tego opowiadania. Bo wymyślić jedną bardzo ciekawą historię jest trudno. Ale wymyślić dwa razy to samo, ale w zupełnie innej odsłonie. I w dodatku, żeby każda z nich była równie ciekawa? No, no... podziwiam. I z góry uprzedzam, że nie wiem, które z tych opowiadań podoba mi się bardziej. Ja polubiłam oba równie mocno :)