„Love on the brain. Gdy miłość uderza do głowy” autorstwa Ali Hazelwood to kolejny lekki romans, który swoim urokiem oraz humorem zdobędzie serca wielu czytelników. Kilka miesięcy temu miałam okazję czytać poprzednią książkę autorki „The Love Hypothesis” (którą swoją drogą również Wam polecam), dlatego też nie mogłam przejść obojętnie obok tej premiery. Czy nowa książka autorki również przypadła mi do gustu oraz podbiła moje serce? O tym za chwilkę :)
Bee Königswasser żyje według prostej zasady: rób to, co zrobiłaby Maria Skłodowska-Curie. W ten sposób młoda neurobiolożka jest w stanie podjąć każdą życiową decyzję i stawia czoła wszelkim problemom – zawodowym i osobistym.
Jakby nie dość było kłopotów – jej związek się zakończył, a w pracy nie udaje się otrzymać odpowiedniego dofinansowania – Bee otrzymuje propozycję współpracy z Levim Wardem. Jasne, jest atrakcyjny: wysoki, ciemnowłosy, i te przeszywające oczy! Ale łączy ich trudna historia: na studiach doktoranckich mężczyzna traktował Bee jak powietrze i bardzo wyraźnie sygnalizował, że jej nie cierpi. Jego zdaniem arcywrogowie najlepiej działają w swoich własnych, odległych galaktykach. Czy mogą więc zarządzać wspólnym projektem?
Kiedy jednak zaczyna znikać cenny sprzęt Bee, a personel ją ignoruje, kobieta zauważa, że Levi niespodziewanie staje się jej sprzymierzeńcem, wspiera ją i chwali, i… wręcz pożera oczami. Gdy przyjdzie moment, aby postawić swoje serce na szali, liczyć się będzie tylko jedno pytanie: co zrobi Bee Königswasser?
Jak w przypadku poprzedniej książki, tak i tutaj autorka posługuje się lekkim piórem - stworzona przez nią historia roztapiała moje serce z każdą kolejną stroną. Mozę i mam te 23 lata, jednak przy książkach Hazelwood znów czuję się jak nastolatka. Nie wiem, jak ta kobieta to robi, ale jej powieści połykam za jednym zamachem - po prostu zaczynam czytać i po kilku godzinach kończę ostatnie zdanie i jedyne uczucie, jakie czuję w sercu to pustka oraz smutek, że to już koniec.
W trakcie lektury „Love on the brain” miałam dziwne deja vu, sama nie wiem czemu, ale ta historia w pewnym momencie zaczęła przypominać mi „The Love Hypothesis”... Prawdopodobną przyczyną tego „zjawiska” była postać Levi, który był bardzo podobny do Adama...
Skoro już o bohaterach mowa, to przyznam, że bardzo spodobała mi się postać Bee, którą jestem pewna wielu z Was pokocha, bądź też znienawidzi. To kobieta, która wiedziała, czego chce oraz zawsze walczyła o swoje - nigdy nie pozwoliła sobą pomiatać, a jak wiecie, takie bohaterki w książkach uwielbiam.
W swojej najnowszej książce Ali Hazelwood podjęła się trudnego tematu, którym jest dyskryminacja kobiet w świecie nauki, ale nie tylko. Kolejnym atutem tej pozycji jest również nawiązanie do postaci Marii Słodowskiej-Curie. Spokojnie, jej osoba nie jest tylko wspomniana z samego imienia i nazwiska - w trakcie czytania traficie na kilka fragmentów, w których autorka odwołuje się do jej osiągnięć oraz biografii.
Czy książkę polecam? Pomimo, że „Love on the brain” spodobało mi się odrobinę mniej niż „The Love Hypothesis”, uważam, że warto zainteresować się tym tytułem. Najnowsza książka Hazelwood to idealna pozycja na jeden wieczór, która chociaż na chwilę pozwoli Wam zapomnieć o Waszych codziennych troskach.