"Pieśni wydmowej trawy" Maksymiliana Dzikowskiego są książką, która bardzo mnie zaskoczyła. Opowiada historię Małego Ludu żyjącego w epoce kamienia na wyspie u wybrzeży morza. Głównymi bohaterami powieści są Sahli i Sukre, których połączyła odmienność, jednak nie upatrujcie w tej książce romansu. Nie wydarzy się tu żadna z oczywistych rzeczy, które czytelnik mógłby podejrzewać, co czyni tę lekturę wyjątkowo zaskakującą.
Poczynania głównych bohaterów mimo ich odmienności od reszty plemienia motywuje chęć wspólnego dobra dla ludu. Czytelnik przeżywa razem z bohaterami rok z życia Małego Ludu: zwyczaje, odprawiane rytuały, zdobywanie pożywienia, głód. Książka poprzez fabułę wprowadza nas stopniowo w świat bohaterów i ich współistnienia z plemieniem. Z każdym kolejnym wydarzeniem dowiadujemy się więcej: jakie życie prowadzi plemię, jakie panują zasady życia razem, jak polują, dorastają, starzeją się, a co najważniejsze w co wierzą. A wierzą w siłę morza, w jego gwałtowną naturę, która tu posłużę się cytatem "zabiera wiele, lecz w swej hojności dwakroć tyle oddaje.".
Co mnie najbardziej ujęło w tej lekturze? Jest tego wiele. Po pierwsze klimat powieści jest niesamowity, a odległość opisywanych czasów sprawia, że odbiór jest surrealistyczny. Jakbym czytała o innej, dalekiej rzeczywistości, ale tak bliskiej mojemu sercu. Po drugie fakt, że fabuła wprowadza nas stopniowo w ten zamierzchły świat. Przedstawia go nie oceniając, to pozostawia czytelnikowi. Po trzecie opisy: w szczególności opisy przyrody czy rytuałów, które pozwalają bardzo szczegółowo wczuć się w powieść, do tego stopnia, że odczuwasz porywy zimnego wiatru albo zapach surowej ryby. Masz szansę stać się członkiem plemienia, który przeżywa dany rytuał. Odniosłabym to do pojęcia przeżycia estetycznego, kiedy obcuje się ze sztuką. "Przeżywanie" to ważne słowo towarzyszące tej lekturze. Po czwarte przedstawiony bliski związek natury z człowiekiem ale z szacunkiem do tej natury. Relacje jakie zachodzą pomiędzy społecznością uzależnioną od jej kaprysów. Dostosowanie rytmu życia do rytmu natury.
"I czynić będziemy tak nadal, póki samo morze nie zechce sprowadzić nas ku swojemu dnu, byśmy, tak jak wielu przed nami, zapomnieli drogi na brzegi, wśród których się narodziliśmy."
Dla mnie książka ta, jest olbrzymią skarbnicą wiedzy antropologicznej, ubranej w bardziej przystępną formę dla szerszego grona odbiorców, jaką jest powieść. Obala wszystkie mity na temat prymitywności ludów pierwotnych z epoki kamienia, jako nie znających mowy dzikusów biegających w skórzanych przepaskach na biodrach. Sama spędziłam wiele czasu trawiąc poszczególne rozdziały, aby wyłowić z nich to, co najbardziej wartościowe.
"Choćby i każdy z nas zapamiętał tyle, ile ziaren piasku zmieści się w dłoni - i tak nie zatrzymamy ich wszystkich."
Znajdziecie w tej powieści wiele, natomiast wydaje mi się, że nie jest to powieść dla wszystkich. Najbardziej dla ludzi ciekawych świata, wrażliwych na odczuwanie natury i czytających ze zrozumieniem. Natomiast jeśli szukacie śladów fantastyki, sztampowych rozwiązań fabularnych, wartkiej akcji czy łatwych dialogów to tutaj ich nie ma.
W dobie fascynacji czasami Wikingów i Słowian, powrót do czasów wcześniejszych jest o wiele ciekawszy ukazujący siłę życia wspólnie, niż epoki hołdujące pojedynczym bohaterom.
Po lekturze nasuwają mi się takie gorzkie wnioski, że być może gdybyśmy potrafili podchodzić z szacunkiem i korzystać z danej nam dawno wiedzy, dzisiaj strajki klimatyczne nie były by konieczne.
"Po tę to właśnie mądrość przychodzę! Dla niej to brodzę przez ciernie, dla niej broczę krwią, pragnąc, by i lud na piaskach w dole spojrzał ku porządkowi wieków, gdyż ten, który nazywany jednym z nas przyszedł i przeminął, nazbyt wiele serc zabrał ze sobą."
Dziękuję autorowi oraz wydawnictwu NOVAE RES za egzemplarz recenzencki.
"Oto wschodzi znad wód księżyc nowego roku! Oto zjawia się przed wami pierwszy z synów słońca! On, który równać się chciał z nim siłą; on, który zbiegł spod jego ręki, gdy dosięgła słusznie wszystkich pozostałych! Zbiegł znad brzegu - jak daleko zdołał jednak uciec? Wschodzi teraz przed nami dumny, wschodzi teraz przed nami pyszny - jakże jednak niewiele dni minie, nim na powrót pełny, pod ciosami słońca straci swoje ciało? Spójrzcie - oto jego rany. Oto te, zadane w sprawiedliwym gniewie nie goją się nigdy! Jakże szpecą jego jasne oblicze - to, które miało pozostać pięknym, które miało pozostać czystym! On, który porzucił swoich braci żyjących na niebie; on, który porzucił swoich braci ginących pod wodami - w jakże wielkim smutku, w jakże wielkiej trwodze żyć musi samotny, w miejsce wiecznej radości wybrawszy ucieczkę, której nie ma końca!"