Po przeczytaniu powieści Stefana Chwina „Hanemann” zastanawiałam się, co można powiedzieć o książce napisanej po mistrzowsku?!
Ta książka jest inna. Jest utkana ze słów, jak misternie wykonana biżuteria. Niektóre zdania są długie. Precyzyjnie opisują rzeczy, o których mówi nam autor. Dla młodego czytelnika przyzwyczajonego do szybkości świata cyfrowego, to może być mało atrakcyjne. Ale to jest coś, co wyróżnia tę powieść od innych. Wrażliwość autora, który zna się na literaturze – jest krytykiem literackim i historykiem literatury, profesorem na Uniwersytecie Gdańskim, Opowiada o rzeczach z czułością cyt.: „Białe zastawy w kształcie łabędzi i pelikanów, czułe cukiernice ze srebra w kształcie dzikich kaczek z turkusowym oczkiem, łódeczki na konfiturę gruszkową...”
Tytułowy Hanemann, to profesor anatomii, który w przedwojennym Gdańsku, stracił swoją narzeczoną. Ta śmierć jest dla niego bardzo bolesna i powoduje, że zamyka się w sobie, przeżywa kryzys emocjonalny.
Jest jeszcze drugi bohater bohater tej powieści – Gdański i jego mieszkańcy. Miasto rodzinne autora, które często gości w jego twórczości.
Stefan Chwin opisuje Niemców mieszkających w Gdańsku przed wojną, potem uciekających przed Armią Czerwoną, wyzwalającą miasto, Żydów, którzy zniknęli, cyt.: „Siedmioramienne świeczniki z synagogi przy Karrenwall, drżąc płomykami w godzinę szabasu, już pochylały się swoim srebrnym połyskiem w stronę Erfurtu, by ozdobić szlachetnym metalem paradną szablę sturmbannführera Greutze. Któż z nas w letnie popołudnia, pełne słońca, krzyku mew i skwiru jaskółek, pomyślałby, że złote zęby Anny Janowskiej z Brösener Weg 63 stopią się w wielką kilogramową bryłę złota z obrączkami kobiet z Theresinstadtu i monetami Żydów z Salonik.”
Theresinstadt to było getto i obóz koncentracyjny na terenie Protektoratu Czech i Moraw.
I wreszcie Polaków, którzy z Kresów i powstańczej Warszawy osiedlali się w niemieckich domach.
Co ciekawe, profesor Hanemann nie uciekł z Gdańska. Dalej mieszkał na piętrze w domu Walmannów, a na parter wprowadziła się rodzina z Warszawy.
Bardzo ciekawa jest historia powstania tej książki. Tak o tym opowiadał Stefan Chwin w wywiadzie radiowym z 1997 roku cyt.: „ W pewnym momencie pojawił się we mnie bardzo silny lęk przed utratą bliskiej mi osoby. Z tego strachu zrodziła się właśnie historia człowieka, któremu umiera ukochana kobieta i który staje przed zagadką, tajemnicą życia. Traci on sens życia i stara się go jakoś w sobie odbudować – wyjaśnił. – Dlatego, kiedy ktoś pyta mnie, ile czasu pisałem tę powieść, to odpowiadam - zgodnie z prawdą - że pracowałem nad tym tematem bardzo długo, być może przez całe moje życie on się jakoś we mnie układał. Samą powieść pisałem jednak bardzo krótko, bo przecież jedynie zapisywałem to, co już od dawna było we mnie gotowe – dodał.”
Zakończenie książki jest … nieoczywiste. Dlaczego Stefan Chwin postanowił właśnie tak skończyć opowieść o profesorze Hanemannie?
Historia jest niedopowiedziana, i zostawiła mnie z poczuciem niedosytu.
Z lęku o utratę bliskiej osoby, i z miłości do rodzinnego Gdańska powstała niezwykła powieść, którą warto przeczytać.