Alfons Szulc nie był nigdy celebrytą. Nie znała go cała Polska, nie mówiono o nim w codziennych gazetach bądź w radio. Nie rozdawał autografów na lewo i prawo. Jego życie było skromne i nie rzucające się w oczy. Można powiedzieć że był jak sąsiad spod piątki czy z klatki obok. Taki człowiek którego spotkamy w sklepie, w windzie lub w autobusie.
Gdyby nie jego córka, Zdzisława, nie dowiedzielibyśmy się o jego istnieniu. To co zapisał w zeszycie w kratkę – jak sam mówi, miało być przeznaczone dla rodziny. Tylko dla niej. Nie dlatego, że jakoweś tajemnice spisał. Prawdopodobnie nie był pewny czy jego słowa są komuś – poza najbliższymi – przydatne, potrzebne.
Patrząc z perspektywy historii powszechnej, jest to życiorys jakich wiele. Alfons Szulc urodził się na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku. Uczył się, podjął pracę. Ożenił się – wziął odpowiedzialność za dzieci i żonę. W międzyczasie upomniała się o niego historia, wybuchła II Wojna Światowa. Po kapitulacji Niemiec wraca do rodziny. Jest świadkiem kolejnych wydarzeń historycznych, a także tych małych zdarzeń, z których jest złożone każde życie. W pewnym momencie zapiski urywają się, jakby ich Autor odłożył pisanie na wieki. Tak można rozumieć ów niedokończony akapit. Alfons Szulc już we wstępie do książki napisał, że czuje się stary i zmęczony. Zdzisława Szulc, która nie tylko jest spiritus movens wydania książki, ale również Autorką swoich wspomnień, nie tłumaczy nagłego przerwania wątku.
Myślę że Wydawca chciał zostawić zapiski Alfonsa Szulca bez żadnych komentarzy. To wygląda naturalnie, bez retuszu. Nie ma żadnej potrzeby dopowiadać tego co i tak Autor nie przeżył. Bardzo dobry ruch zrobiła pani Zdzisława Szulc. Nie uzupełniła dopisków ojca, tylko opisała znane nam sprawy z własnej perspektywy. Czyli … uzupełniła, ale wkładając swoje własne przekonania, swoje własne przemyślenia. Jeśli niezbyt jasno się wyrażam – zajrzyjcie do omawianej książki. A jeśli zrozumieliście mój wywód – tym bardziej powinniście przeczytać „Zwierzenia” Alfonsa Szulca.
Gdzieś usłyszałem takie zdanie: „W zwyczajnym życiu można dostrzec siłę nieprzeciętności”. Tak jest w przypadku Alfonsa Szulca. Życie Autora może i powinno zainspirować. Widać bardzo dokładnie jakie wartości były ważne dla narratora „Zwierzeń”. Widać równie dokładnie stosunek Szulca do złodziei, bandytów i kombinatorów. Między innymi za taką postawę dziękuje ojcu Zdzisława Szulc. Jednoznacznie powiedział „nie” takim ludziom. Jednoznaczna jest również relacja z kobietą życia. Z dziećmi. Tak naprawdę w „Zwierzeniach” wszystko jest jednoznaczne, klarowne i pozbawione posmaku niepewności.
Być może na początku lektury będziemy tacy jacyś niedopieszczeni, jacyś tacy oniemiali z wrażenia. Nie jest wybitnym prozaikiem Alfons Szulc. Sam się do tego przyznaje. Zdania, którymi opowiedział historię swojego życia, są zdaniami prostymi i niezbyt wyrafinowanymi pod względem użycia synonimów, porównań i rozbioru gramatycznego. Krótko mówiąc styl Szulca jest suchy, jałowy i bez ozdobników językowych. Jakby prowadził dziennik pokładowy statku a nie wspomnienia życia. Nawet o śmierci żony opowiada bez żadnych słów emocji. Dopiero po jakimś czasie
Nie lubił czytać książek. Gdyby tak było, nie myliłby autorów powieści i podałby tytuł książki – nagrody, którą dostał za całokształt pracy. I oczywiście – opowiadałby o nich. Chwaliłby się nimi.
Ale gdy już ochłoniemy – może pomyślimy że to jednak, w tym wypadku, nie ważne jak pisze Autor, tylko co pisze. A o wartościach, które chciał przekazać – już powiedziałem. To jest ważniejsze. Może to dziwnie zabrzmiało pod piórem poety i popularyzatora czytelnictwa. Ale jak już kiedyś wspomniałem: kocham książki pisane sercem, nie rozumem. Czyli takie, które są napisane z jakoweś potrzeby. A „Zwierzenia” Alfonsa Szulca są taką pozycją.