Miłość - temat szeroki jak rzeka. Zawiły, kręty, nieprzewidywalny. Uczucie ponadczasowe, niezbadane, ciągle na czasie, wciąż modne i aktualne. Nie sposób ustanowić tu granice, nie ma jednego rodzaju miłości, nie ma ram i wzorów, którymi powinniśmy się kierować w miłości. Każda jest inna, każda jest nowa, każda jest odrębna i niepowtarzalna. Właśnie z nią spotykamy się w książce pani Katarzyny Grocholi - ,,Podanie o miłość". To opowiadania o niezwykłym uczuciu, które łączy ludzi. Nie jest to tylko uczucie łączące kobietę i mężczyznę, charakteryzuje rodzinę, bliskich, przyjaciół. Książka ta, to dziesięć różnych miłości, uczuć skomplikowanych, trudnych, które często trudno określić i zrozumieć. Każda z przedstawionych historii różni się diametralnie, wywołuje inne emocje i reakcje czytelnika. Każda to odrębny kawałek oderwany z ludzkiej rzeczywistości, przedstawiony indywidualnie, pokazany bardzo rzeczywiście i bez dodatkowego upiększania.
Opowiadaniem, które najbardziej utkwiło mi w pamięci i jest według mnie najbardziej poruszające, to refleksyjna opowieść o kobiecie, która przynosi do weterynarza kota. Bohaterka jest prostą, ubogą kobietą, która ma męża pogrążonego w alkoholizmie a jedyną pociechą w jej życiu jest właśnie kot. Kot ucierpiał, przez męża, który pod wpływem alkoholu nie przejmował się zwierzakiem. Kobieta zaczyna opowiadać swoją historię, bardzo prostym i przejmującym językiem, ukazuje szczegóły swojego życia z mężem alkoholikiem, które jest ciężkie, nakreślone piórem nieszczęść. Bohaterka traktuje weterynarza jak psychologa, któremu może się ,,wygadać" i opowiedzieć o swoich nieszczęściach. Jest to poruszający monolog, który kończą słowa ,, „Bo kot, panie doktorze, nie człowiek. On potrzebuje miłości."
Pani Grochola postarała się ukazać historię w sposób, który poruszy czytelnika. Książka jest dość krótka, opowiadania pouczające i z morałem, ale szczerze muszę przyznać, podchodzę do niej z dużą rezerwą. Nie przypadła mi do gustu i szybko o niej zapomniałam. Jedynym wyjątkiem jest opowiadanie przytoczone wyżej. Nie potrafię się do niej przekonać. Kiedy zaczynałam ją czytać, usłyszałam wiele pochlebnych opinii, bardzo dużo pozytywnych komentarzy, które wzbudziły moją ciekawość. Ale bardzo się zawiodłam. Nie mogę powiedzieć, że nie ma tu nic, ale to za mało aby wzbudzić mój zachwyt.
Ważną rzeczą jest język jakim pisze autorka. Nie znajdziemy tu słów pełnych patosu, języka trudnego i skomplikowanego. To jest właśnie cecha charakterystyczna ,,Podania o miłość." Każdy ją zrozumie, dla każdego będzie przystępna, jakby się tak głębiej zastanowić, to ciężko mi określić, czy to jest plus czy minus. Fakt, że trafi do każdego, ale ja jestem dość wybrednym czytelnikiem i wolałabym coś bardziej skomplikowanego i trudniejszego w odbiorze. I jeszcze jedna kwestia raczej nieciekawej okładki, gdzie raczej powinna ona zachęcić do czytania, natomiast w tym przypadku jest raczej mdła. To było moje drugie spotkanie z panią Grocholą i zapewne ostatnie. Nie przekonuje mnie styl jakim pisze. Pomimo, że słyszałam na temat jej książek same superlatywy, z całym przekonaniem, nie rozumie tego zainteresowania.
Gdybym miała zaliczyć ,,Podanie o miłość" do jakiejkolwiek grupy, to na pewno będzie to ta zakurzona półka, do której nigdy nie wracam. Znalazłam ją w bibliotece, cieszę się, że jej nie kupiłam bo byłby to zakup zmarnowany. Ja uwielbiam grube książki, gdzie wiem, że nie skończy się w momencie kiedy akcja dopiero zacznie się rozkręcać. W tym przypadku nie dość, że nic się nie rozkręca to i szybko kończy. Jest to książka na dwie godziny. Zapewne jest bardzo duże grono czytelników lubiących tego typu dzieła, spora grupa fanów pani Katarzyny, która preferuje taką literaturę, ale ja do niej nie należę i nie chcę należeć. W skali od 1 do 6, według mojej bardzo subiektywnej opinii, książka nie zasługuje nawet na jeden punkt. Niestety, spodziewałam się czegoś lepszego biorąc pod uwagę nazwisko i popularność autorki. Trudno. Będę omijać dzieła pani Grocholi szerokim łukiem.