"- Wasza miłość, to szaleństwo. Jesteś królem.
- Ty, księże, nazywasz to szaleństwem, ja miłością".
Dziś pragnę Was porwać w podróż do XVI wieku (schyłkowego okresu panowania dynastii Jagiellonów). Nie obawiajcie się, nie będzie tu natłoku suchych faktów i dat, które tak wiele osób odstraszają od sięgnięcia już nie tyle po jakąś biografię czy publikację historyczną, ale nawet po historyczną beletrystykę.
Renata Czarnecka jest autorką powieści historycznych "Królowa w kolorze karminu", "Signora Fiorella. Kapeluszniczka królowej Bony", "Pożegnanie z ojczyzną. Rok 1793" oraz "Pod sztandarem miłości. Rok 1794". Swoją przygodę z jej twórczością postanowiłam zacząć od tej pierwszej książki. Opowiada ona o Barbarze Radziwiłłównie i jej związku z Zygmuntem II Augustem.
Osoba Barbary od wieków fascynuje i intryguje nie tylko historyków. Urodzona w 1520 r. jako córka hetmana wielkiego litewskiego Jerzego Radziwilła, z jednej strony wielbiona przez mężczyzn, uznawana za jedną z najpiękniejszych kobiet stąpających po ziemi, z drugiej - szkalowana i oczerniana z powodu rozwiązłości. Na kartach powieści poznajemy ją niedługo przed zawarciem jej pierwszego małżeństwa z wojewodą trockim Gasztołdem, którego nie kocha ani nawet nie pożąda. Żyje jednak w czasach, w których kobieta nie może decydować o wyborze przyszłego małżonka. Jej rodzina podejmuje decyzję i ona musi się temu podporządkować. Nie stroniąca wcześniej od miłosnych przygód, w małżeństwie czuje się nieszczęśliwa. Innych jednak to nie obchodzi, oni oczekują od niej przede wszystkim szybkiego zajścia w ciążę. Nie udaje się to, a wkrótce Gasztołd umiera.
Bracia oraz matka Barbary szybko uświadamiają jej, że trzeba zrobić coś, by majątek po jej zmarłym mężu nie został przejęty przez króla (a działo się tak właśnie wtedy, gdy właściciel umierał bezpotomnie). Wnet dochodzi do pierwszego spotkania młodej wdowy z Augustem (żonatym wówczas z Elżbietą Habsburżanką). Para od razu zakochuje się w sobie i szybko dochodzi do skonsumowania tego związku. Nie jest to pierwsza zdrada króla. Jego małżeństwo jest nieudane, do konserwatywnie wychowanej, nieśmiałej i chorej na epilepsję żony August nie czuje nic, a wieczorami nie odwiedza jej komnaty, co jest szeroko komentowane na dworze i poza nim. Potrzeba przecież spłodzić dziedzica tronu. Jednak jak to ma się stać, skoro król woli towarzystwo ukochanej Barbary?
Wkrótce sprawę rozwiązuje śmierć Elżbiety. Bracia Barbary nie mogą patrzeć dalej obojętnie na potajemne schadzki kochanków. Zależy im na wzmocnieniu wpływu ich rodziny i własnej karierze. Dają królowi warunek - ma poślubić Barbarę, inaczej nie pozwolą jej na kontynuowanie romansu. Tym sposobem doprowadzają do zawarcia związku małżeńskiego. Dzieje się to w tajemnicy (sprawa nie jest prosta, Barbara nie pochodzi z arystokratycznego rodu, a Radziwiłłowie budzą niechęć). Gdy król wyjawia w końcu tajemnicę, ma przeciwko sobie swoją matkę (królową Bonę), prymasa, szlachtę. Nie ustępuje im jednak, co więcej, przy poparciu Radziwiłłów chce doprowadzić do koronacji małżonki. Udaje mu się to, jednak miejsce radości zajmuje niepokój o przyszłość. Barbarę wyniszcza choroba narządów kobiecych. Król czuwa przy jej łożu nawet wtedy, gdy inni nie są w stanie znieść zapachu zgnilizny unoszącego się w komnacie. Królowa umiera w 1551 r. w wieku zaledwie 31 lat.
Już po przeczytaniu kilkudziesięciu stron miałam wrażenie, że będzie to dla mnie wyjątkowa książka (i wyjątkowa pisarka). Renata Czarnecka wspaniale potrafiła ukazać XVI-wieczne realia i codzienność, kiedy to kobieta miała przede wszystkim wyjść dobrze za mąż i rodzić dzieci, a sprowadzane na dwory karlice były prezentami, towarami, przedmiotami, czymś w rodzaju domowego pupila. Czytelnik jest świadkiem knucia intryg, dostrzega, że droga na ważne stanowiska często wiedzie przez... alkowę (czyż jednak dalej tak nie jest?).
Występujący w powieści bohaterowie, znani mi przecież z lekcji historii w szkole, a potem ze studiów, to nie bezbarwne i mdłe postaci, a ludzie z krwi i kości. Barbara rozsiewa wokół siebie czar, uwodzi mężczyzn, doznaje spełnienia. Silna osobowość Bony wydaje się wprost przenikać kartki książki do tego stopnia, że miałam wrażenie, iż naprawdę słyszę jej zdecydowany, nie znoszący sprzeciwu głos. Nie chciałabym mieć takiej teściowej. :-) W tym miejscu chcę też napisać, że dobrym pomysłem są obcojęzyczne wtrącenia w dialogach (szczególnie zapadły mi w pamięć właśnie te włoskie, używane przez Bonę).
Podczas czytania "Królowej..." czułam zapach zdmuchiwanej świecy, woń przyniesionych przez króla owoców cytrusowych, słyszałam trzask zamykanych drzwi i czułam smak pitego na wieczornych ucztach wina. Z tym ostatnim wiąże się jeszcze jedna historia. Gdzieś przy początku lektury nabrałam chęci na zaparzenie sobie herbaty o smaku grzanego wina. Gdy ją piłam, zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, że trzymam w ręku ozdobny kielich i siedzę gdzieś pośród bohaterów powieści. Smak tej herbaty już zawsze będzie mi się kojarzył z "Królową w kolorze karminu". Czy wiecie, że gdy teraz piszę tę recenzję, też piję taką herbatę?
Gdy zbliżałam się do końca książki targały mną dwa sprzeczne uczucia, z jednej strony chęć chłonięcia kolejnych zdań, a z drugiej - potrzeba zatrzymania się tam na dłużej, pragnienie odciągnięcia w czasie zakończenia jej czytania. Przedłużałam jak tylko się dało swój pobyt na dworze Zygmunta II Augusta. Pod koniec książki dosłownie dawkowałam ją sobie, zdążyłam się bowiem zżyć z bohaterami tej liczącej grubo ponad 700 stron powieści. Po rozstaniu się ze światem wykreowanym przez Renatę Czarnecką dopadł mnie, do tej pory raczej mi obcy, słynny kac książkowy, czyli "niemożliwość rozpoczęcia nowej książki, ponieważ jeszcze nie opuściło się świata z poprzedniej". Tkwię w nim do teraz. Dobrym lekarstwem byłaby z pewnością kolejna powieść tej autorki. Niestety, muszę na nią poczekać do końca tego miesiąca, nad czym ubolewam.
Jedynymi dostrzeżonymi przeze mnie wadami książki jest kilka literówek. To naprawdę mały szczegół. Przyczepiłabym się więcej, gdybym wyłapała błędy ortograficzne, niepoprawne sformułowania. Zwykłe literówki pojawiają się w wielu publikacjach, więc nie jest to dla mnie coś istotnego. Skoro jednak zauważyłam je, pozwoliłam sobie napisać o tym w recenzji.
Powieść polecam wszystkim. Nie musicie być pasjonatami historii, co więcej, nie musicie znać szczegółów dotyczących pojawiających się na kartach książki postaci. Naprawdę warto sięgnąć po tę pozycję.
Renata Czarnecka, "Królowa w kolorze karminu", Wydawnictwo Skrzat, Kraków 2008.
Moja ocena: 5/5