Kapelusze doni Nicanory to lektura doskonała na taką właśnie pogoda, jaka aktualnie za oknem. Gdy szarość, wiatr i smutek próbują się wedrzeć w nasze domy i dusze Kirstin Hawkins serwuje nam antidotum na przygnębienie, pozwala zapomnieć o wszelkich troskach.
Przenosi nas do malowniczego miasteczka Valle de la Virgen, prawie całkowicie odciętego od świata, gdzie wtapiamy się w ciekawe życie mieszkańców.
W takim miasteczku, jak to zwykle bywa, wszyscy się znają, wiedzą o sobie aż za dużo. Zabobony i głupotki, plotki i historie wyssane z palca są na porządku dziennym, zresztą świadczą o niezwykłej wyobraźni mieszkańców, a czytelnikowi zapewniają ogromną dawkę humoru. Uporządkowany cykl i harmonogram życia mieszkańców nagle zostaje zaburzony. Jak, z wieloma niespodziewanymi i śmiesznymi wydarzeniami, poradzą sobie nienawykli do zmian obywatele? Co jest przyczyną?
Otóż obywatele upatrują jej w pojawieniu się tajemniczego nieznajomego Gringito, który pojawia się znikąd, zupełnie niespodziewanie. Człowiek, którym mógłby być każdy, nieznajomy, bez przeszłości, z dużą ilością pieniędzy. Nic od nikogo nie chce, po prostu tu jest. Nikt go nie rozumie, więc mu nie ufają, dlatego wydaje się wszystkim przyczyną następujących potem zdarzeń.
Ale Gringito tylko otwiera listę arcyciekawych postaci, z których każda wnosi coś do charakteru małej mieściny i całego społeczeństwa.
Przekupny i łasy na wszelkie przywileje i korzyści burmistrz, który w swoim dążeniu do jak najlepszego zaprezentowania swojej wioski i przekształcenia jej w miejscowość turystyczną do złudzenia przypomina Stanisława Anioła z ostatniego odcinka naszego rodzimego serialu „Alternatywy 4”.
Artur – lekarz, nikomu nie potrzebny, bo nikt nie choruje, a on sam niewiele wiedzy medycznej posiada jednak znalazł się tu za sprawą ojca, chcącego rozdzielić go z jego kochanką.
I miejscowi, pełni wigoru i energii gdy trzeba o kimś poplotkować, zrobić sztuczny tłum, ale w rzeczywistości niechętni do działania.
To oni stanowią o niepowtarzalności i autentyczności ten zapomnianej przez wszystkich mieściny.
Nie mogę nie wspomnieć o doñi Nicanorze. Silnej i zaradnej kobiecie, która przed laty zapragnęła poznać smak przygody i odrzuciła proste życie u boku golarza don Pedro Bosco. Życie jednak zweryfikowało jej marzenia i plany z lat młodości i musiała walczyć z biedą i samotnością. Uczyła się na swoich błędach i teraz jako dojrzała kobieta wie już swoje ale nie rezygnuje z największego marzenia: chce otworzyć sklep z kapeluszami, aby wprowadzić do Ville de la Virgen choć troszkę miejskiego szyku.
Autorka przedstawia nam zwykłe życie zwyczajnych mieszkańców, prostych, nie pozbawionych problemów i słabości. Ale również prezentuje kilka ważnych prawd i dobrych rad. Przede wszystkim fakt, ze zawsze warto i trzeba iść za marzeniami i za swoim szczęściem, które gdzieś nawet przyczajone czeka.
Bohaterowie udowadniają, że człowiek musi dojrzeć do pewnych decyzji, musi dostrzec, co jest w życiu najważniejsze. Nawet jeśli ma to trwać długo.
Warto też czasem w swoim życiu zmienić perspektywę, z jakiej się patrzy. Jest to niezbędne, by dostrzec to, co ważne, a na pierwszy rzut oka niewidoczne.
Nie zawsze też warto patrzeć na siebie zbyt krytycznie, bo nigdy nie dostrzeżemy siebie takimi, jakimi widzą nas inni.
Wielokrotnie nastrojem i klimatem ta powieść przypominała mi Czekoladę Joanne Harris, gdzie również panował ten niezwykły klimat, przyprawiony magią, pełen spokoju, ciepła i radości.