Marzenie – każdy jakieś ma. Każdy do niego dąży.
Marzenie – to cel, a wszystko, co robimy, by go osiągnąć, nadaje sens. Droga ku marzeniu jest już w nas wytyczona, narysowana na mapie mózgu. Wyryta w nas.
Marzenie przecież dodaje skrzydeł, buduje motywację.
Z marzeniem tak jest, ale … nie zawsze. Magdalena Kopeć w powieści o Annie i Kubie udowadnia, że marzenie może omamić i przesłonić racjonalność rzeczywistości. Marzenie może ranić bliskich i niszczyć, deptać miłość i stać się samolubnym jedynakiem, egoistycznym celem samym w sobie. Moje marzenie nie musi być naszym. Twoje nie musi być moim. Dlatego może lepiej rozejść się? Dać sobie wolność, poczuć wiatr we włosach i swobodę?
Ale najlepiej zacząć od początku.
Dworek Brzozowskiego, zwany Plantą, staje się własnością Zuzy, mamy dorosłej, acz wyszczekanej Anki. I to o niego dopomina się wnuczka dawnej właścicielki. I choć i babcia i matka żyją, to Anka chce coś, co powinna prawnie odziedziczyć prawem spadkowym. Ale czekać? Tyle lat? Dworek zniszczeje, Anka będzie stara, wszystko będzie inne. Anka siłą i groźbą zmusza Zuzę do zrzeczenia się połowy i jego i ziemi, które i tak kiedyś będą jej. Teraz, ma je mieć teraz. Myśli o sobie, tylko i wyłącznie. Szantażem zdobywa co chce. Bawi się żyjącą nadal babcią, jak lalką z dzieciństwa. O ludziach wokół siebie całkiem zapomina. Liczy się tylko Planta i ona – Anka. Reszta to przeszkody, jak choćby brak pieniędzy na gruntowny remont, ale czymże jest odwaga, upartość i furia? Wszystko, zmieszane razem i odpowiednio wstrząśnięte, zapewnia wygraną. Swoją wygraną. To jak szczęśliwy los na loterii życia, w której ona zgarnia pulę. Ale… życie, Planta i historia mają swoją mapę przyszłości dla Anny. To droga, jakiej się nie spodziewa, a którą już kroczy. Do tego kłopoty w pracy, rozpad małżeństwa, zaślepienie czymś co jest, a co tak naprawdę jest mrzonką podlaną alkoholem.
Życie boli i to bardzo.
Życie uczy pokory i rozwagi. Wszystko ma znaczenie. Nawet własne korzenie, rodzice i to, kim jesteś dzięki nim. Doceń matkę i kochaj ją, bo tylko jedną ją masz. Zauważ męża i jego dobro i bądź mu wierna. Szanuj pracę, jeśli ją lubisz. I pamiętaj o sobie. Ty jesteś ważna. Magdalena Kopeć porusza delikatne struny kobiecości i wrażliwości w tobie. Gra na nich sentymentalną muzykę. Kochaj, a świat się odwdzięczy. Dawaj, a dostaniesz. Nawet uśmiech jest bezcenny, muśnięcie ciepłej dłoni, zaróżowione z emocji policzki. W „Gorzkich korzeniach” Magda Kopeć kreśli tło, które z każdą kolejną stroną nabiera wyrazistszych kolorów. Przyglądaj się mu, wsłuchuj w siebie i czuwaj. Waga, na której szalach stawiasz siebie i resztę musi zachować równowagę. Bo tylko tak osiągniesz szczęście. Autorka podszeptuje coś, rzuca pojedyncze słowa, a ty masz je ułożyć. W nową wersję siebie.
O życie trzeba dbać.
Trzeba kochać.
„Gorzkie korzenie” to historia ambitnych ludzi. To lustrzane odbicie nas, z krwi i kości. Nas, ludzi z planami i przygotowanymi pazurami, którymi będziemy walczyć o swoje. Lecz co zrobisz, gdy owa broń się złamie? Co wtedy? Chwila nie czeka, wszystko gdzieś zmierza. A gdzie jesteś ty? – pyta Magda Kopeć.
Czy warto za wszelką cenę dążyć do marzenia? Zwłaszcza lukrowanego egoizmem i snobizmem? Co warte jest marzenie, które rani i niszczy? Które wywołuje łzy i serwuje samotność? Co jest warte takie marzenie? – zastanawiasz się.
Magdalena Kopeć daje nam historię ludzi, która ciekawi i nurtuje jednocześnie. Dobrze się czyta, co wynika z lekkiego pióra autorki. Gonisz fabułę kartkując strony. I czekasz, co z … babcią? Co z mężem, prawie już… byłym? Co z pracą? I z sobą?
Co z nami, moje maleństwo?
#agaKUSIczyta –