"Zaciskam zęby, by powstrzymać krzyk. Krzyk tak ogólnie i krzyk na niego, aby zabierał swoje łapy, krzyk o pomoc, krzyk, bo nie mogę dojść do ładu z tym, co się dzieje, co się stało, co się jeszcze stanie. Krzyk, bo nadal czuję, jakbym tam była, zawsze tam, w głębi serca, jestem ciągle tamtą dziewczynką."
Nasączona emocjami, które biją z każdej ze stron powieści.
Ukazująca potworną, nieprzepracowaną traumę, która odciska piętno nie tylko na psychice, ale także na dalszym życiu.
Są takie wydarzenia, o których ciężko nam jest mówić. Wstydzimy się, chociaż tak naprawdę wstydzić się powinien ten, kto nas skrzywdził. Boimy się niezrozumienia. Zarzucenia nam kłamstwa. Bo jak ktoś taki dobry, taki poukładany, taki przykładny mógłby nas zranić.
A jednak często pod maską dobrego człowieka, kryje się prawdziwy potwór.
Pod maską najpiękniejszego uśmiechu, kryje się drwina.
Eden była dwunastoletnią dziewczynką, kiedy została zgwałcona.
Jej świat legł w gruzach, gdy pewnej nocy, do jej pokoju wszedł Kevin. Chłopak był nie tylko przyjacielem brata Eden, był też uważany za członka rodziny.
Kilka minut, tyle wystarczyło, by odebrać całą godność dziewczynki. Tyle wystarczyło, by ją upokorzyć, zniszczyć. Zadać ból nie tylko fizyczny, ale też psychiczny. Tyle wystarczyło, by ją też zastraszyć.
Miała milczeć. Musiała to zrobić. W końcu i tak nikt by jej nie uwierzył. Bo Kevin był nieskalany. Był lubiany. W życiu nikogo by nie skrzywdził, a już na pewno nie Eden, która była dla niego niczym siostra.
Każdy rok od tego wydarzenia jest dla Eden ogromnym wyzwaniem. Wspomnienia bolą. Są jak sól sypana na wciąż otwartą ranę.
Zadra, która tkwi w jej sercu, coraz bardziej jej dokucza. Pragnie odciąć się od przeszłości. Robi różne, czasami wręcz mało odpowiedzialne rzeczy, by móc zapomnieć. Stara się być silna, przywdziewa maskę obojętności i zadziorności, pod którą skrywa się mała, skrzywdzona i krucha dziewczynka. Zadaje innym ból, by chociaż przez chwilę poczuć się ważna, by chociaż przez chwilę udowodnić przede wszystkim sobie, że nie pozwoli na to, by ktoś zranił ją.
Tajemnica skrywana latami jej ciąży.
Tajemnica, która nie została przepracowana z psychologiem, która nie została przegadana z najbliższymi, wciąż zadaje jej potworny ból. Pragnie się od niej odciąć, ale to nie jest takie proste. Bo wciąż w uszach brzęczą jej słowa kata: "nikt ci nie uwierzy...". To z czym się zmaga i jak się z tym zmaga, jest tylko jej wyborem. Nikt nie jest w stanie jej pomóc, bo nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, co w niej "siedzi". Nikt nie zadaje pytań.
Ale nadchodzi moment, w którym Eden mówi "dość". Dość noszenia w sobie traumy. Dość walki w pojedynkę. Bo ten upokarzający sekret ją dusi. Musi, po prostu musi w końcu komuś powiedzieć, bo nie ma siły już walczyć. I kiedy przez jej usta przechodzą słowa prawdy, czuje się naprawdę wolna...
"Już nie ma tamtej mnie" to książka niezwykle odważna. Ukazuje, że każdy inaczej radzi sobie z traumami. Każdy inaczej z nimi walczy. Eden wybrała taką drogę. Czy słuszną? Nie mnie oceniać. Swoim podejściem i zachowaniem skrzywdziła wiele osób, lecz w końcu będzie mogła wyjść na prostą, czego oczywiście jej życzę.
"Już nie ma tamtej mnie" to książka, która jest potrzebna. Dlaczego? Bo jestem pewna, że z Eden może utożsamić się wiele nastolatek. Pamiętajcie, że to żaden wstyd mówić głośno o tym, co Was spotkało. Wstydzić powinien się ten, kto Was skrzywdził. O tym pisałam na wstępie tej recenzji. I pamiętajcie także to, że wskazując sprawcę, być może ratujecie kolejną jego ofiarę, kolejną niewinną dziewczynkę, której godność zostałaby zbrukana...
"Już nie ma tamtej mnie" to książka, która polecam całym sercem ❤️