„Miliony ludzi pozostawiają w sercu bliskich dziury w kształcie miłości, które kiedyś pewnie spróbuje wypełnić ktoś tyleż dzielny, co głupi. Taki, który nie ma pojęcia, że czeka go dokładnie to samo. I tak dalej. Cud, że ktoś jeszcze pozostaje przy życiu, gdy chodzimy tacy wybrakowani…” *str. 431
Uwielbiam Jodi Picoult. Zawsze chętnie sięgam po jej książki i z reguły jestem zadowolona z lektury. Długo nie mogłam się doczekać premiery najnowszej pozycji. Wyczekiwałam ją z zapartym tchem, a gdy tylko się pojawiła prędko nabyłam własny egzemplarz. Liczyłam na wielkie emocje, wielkie fajerwerki i zachwyty, a otrzymałam całkiem przeciętną powieść. Bardzo cenię autorkę i uważam że stać ja na dużo więcej. Nie znaczy to że książka była zła, bo czytało mi się ją bardzo przyjemnie, nie mniej jednak nie jest to ta Jodi Picoult która urzekła mnie swoimi wcześniejszymi powieściami.
Jenna Metcalf od dziesięciu lat nie może pogodzić się ze zniknięciem matki. Alice razem z mężem prowadziła rezerwat w którym badali życie i zwyczaje słoni. Pewnego dnia dochodzi do tragedii. Na terenie rezerwatu zostaje znalezione ciało jednej z pracownic oraz nieprzytomna i mocno pokiereszowana matka Jenny. Kobieta zostaje przewieziona do szpitala, a gdy tylko odzyskuje przytomność wypisuje się ze szpitala i znika bez śladu. Jej mąż popada w obłęd, przez co zostaje umieszczony w klinice psychiatrycznej, a Jenna trafia pod opiekę babci. Dziewczynka próbuje dowiedzieć się co zdarzyło się tamtej nieszczęsnej nocy. Jedyne co zostało jej po matce to pamiętnik, w którym Alice opisywała przebieg swoich badań nad słoniami. Jenna ma nadzieję że dzięki zapiską swojej matki, uda się jej znaleźć odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Dlaczego matka odeszła? Dlaczego nie zabrała jej ze sobą? I w końcu, dlaczego nie wróciła po tylu latach? Dziewczynka nie dopuszczając do siebie najgorszych myśli, decyduje się odnaleźć matkę i dowiedzieć się co skłoniło ją do ucieczki. Niespodziewanie w swoich poszukiwaniach zyskuje dwóch sprzymierzeńców - jasnowidzkę i detektywa, którzy decydują się pomóc jej dojść do prawdy.
„Postanowienie jest jak porcelana, prawda? Masz jak najlepsze chęci, lecz z chwilą gdy pojawia się rysa, lada chwila rozpada się na kawałki.” *str. 439
Muszę przyznać że sam pomysł na książkę był świetny, ale wydaje mi się że autorka nie do końca poradziła sobie z wyzwaniem. Opisy na temat życia i zwyczajów słoni były bardzo ciekawe i wciągające, dowiedziałam się wiele nowych faktów na temat tych niesamowitych stworzeń. Sama kocham zwierzęta i chętnie sięgam po książki gdzie mogę pogłębiać swoją wiedzę, ale wydaje mi się że było tego trochę za dużo. Dostałam same suche fakty, a liczyłam na cały szereg emocji, czego niestety w tej książce zabrakło. Momentami miałam wrażenie że czytam książkę przyrodniczą, a nie obyczajową. Wątek na temat spirytyzmu i duchów też bardzo mnie zainteresował i chyba to było najlepsze w tej książce. Dzięki temu książka stała się trochę magiczna i tajemnicza, a ja w końcu dostałam trochę dawnej Jodi Picoult. Motyw kryminalny też bardzo mnie wciągnął, aczkolwiek wydaje mi się że można było go pominąć. Właściwie każdy wątek z osobna mi się podobał i czymś mnie zainteresował, ale łącząc to wszystko autorka stworzyła mieszankę wybuchową, która niestety nie powaliła mnie na kolana, co wielokrotnie miało miejsce podczas czytania jej poprzednich książek. Mogę to określić tak – trochę za mało Jodi w Jodi. I nad tym najbardziej ubolewam.
Jednak pomimo tematyki, książkę czytało mi się naprawdę dobrze. Zwłaszcza dzięki głównej bohaterce, Jennie. Jej determinacja i upór były wręcz niesamowite i aż trudno uwierzyć żeby trzynastolatka miała w sobie tyle siły i samozaparcia. Co zdecydowanie jest godne pochwały, bo nie każdy człowiek, nawet dorosły, zdobyłby się na takie czyny jak ona.
„Moim zdaniem smutek jest jak brzydka wersalka. Trwa. Możesz go upiększać, przykryć narzutą, wepchnąć w kąt, ale koniec końców uczysz się z nim żyć.” *str. 223
W całej książce najbardziej niesamowite jest zakończenie. Z czystym sercem muszę przyznać że takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Byłam totalnie zaskoczona i znowu mogłam zakosztować trochę dawnej Jodi. „Już czas” to niestety najsłabsza powieść w dorobku Jodi Picoult. Po przeczytaniu pozostał pewien niedosyt i rozgoryczenie. Mam wrażenie że autorka chciała spróbować czegoś nowego i trochę poeksperymentować, niestety ja nie jestem przekonana co do tego pomysłu.