[recenzja nieaktualna, zobacz komentarz pod nią]
Juliusza Słowackiego nie trzeba przedstawiać nikomu (jeśli ktoś nie zna – w co nie wierzę – to niech poważnie się nad sobą zastanowi). O tym, że mężczyzna nigdy się nie ożenił, nie miał dzieci (a przynajmniej nic na ten temat nie wiadomo), w kobietach szukał raczej przyjaźni niż miłości oraz zasadniczo wolał towarzystwo mężczyzn, gdyż czuł się w nim bardziej komfortowo, nie jest żadną tajemnicą. Jest to także punkt wyjścia dla Marty Justyny Nowickiej do napisania swojej książki (będącej poprawioną wersją jej rozprawy doktorskiej).
Autorka przedstawia nam biografię poety, ale nie od strony suchych faktów z życia (choć te także, rzecz jasna, się pojawiają – inaczej ciężko by było stworzyć biografię), lecz ze skupieniem się na relacjach, jakie poeta miał zarówno z kobietami, jak i z mężczyznami. Pokazuje jak się one od siebie różniły oraz proponuje swoją interpretację, dlaczego tak było i co mogło na to wpływać.
Obszernie cytowane listy do matki i przyjaciół (oraz okazjonalnie pojawiające się fragmenty utworów wraz z ich odpowiednią analizą i interpretacją) podpierają tezy autorki i je uzasadniają. Nadają ton wiarygodności.
Współczesne metody badawcze dają w polu przeprowadzanych badań większe możliwości niż te dawne (wszak temat orientacji seksualnej dandysa był poruszany już dawnej (i to przecież nie raz!)), przez co udaje się spojrzeć na Słowackiego z innej strony. Zdejmuje się go tutaj z piedestału jednego z trzech niedoścignionych wieszczy, których nikt nie jest w stanie swoim artyzmem przebić, i ponownie oddaje mu się człowieczeństwo: poznajemy go jako zwykłą osobę: z dużymi oczami i szalonymi włosami, z dziwnymi zachowaniami, emocjami, problemami, z osamotnieniem, niezrozumieniem i wyobcowaniem.
To, że Słowacki wielkim poetą był wiadomo (tutaj nie zapraszam do dyskusji, bo nie ma o czym), ale jest to jedna z tych książek, dzięki której możemy choć trochę dowiedzieć się, jakim był człowiekiem.
Pomimo tego, że autorka ma świadomość, że nigdy nie poznamy prawdy i że cała jej praca sprowadza się do domysłów, jak być mogło, a nie jak było, to jest to rozprawa potrzebna na rynku książki. Jak było nie dowiemy się nigdy – i może tak chciał sam Julek, który czasem bywał Zosią.